Moja przygoda z tym albumem przypominała podróż muchy po witrażu. Jedno fajnie zabarwione szkiełko rozciąga się po horyzont, potem inne szkiełko, w tym samym lub innym kolorze znów po horyzont. Brak z punktu widzenia tej spacerującej muchy jakiegokolwiek ładu i składu w tym wszystkim. Przekracza to zdolności intelektualne tego drobnego stworzenia, które mimo stu szkiełek za każdym razem zaskoczone jest, że za horyzontem natrafia na kolejne szkiełko. Na szczęście mucha dysponuje też skrzydełkami i kiedy po długiej, żmudnej wędrówce na piechotę czuje się wkurzona i sfrustrowana wzlatuje. Dopiero wtedy dostrzega w tym ciągu kolorowych szkiełek sens i urok.
Azure Agony wykonuje metal progresywny, który umiejscowiłby gdzieś na styku dokonań Rush i Kekal z okresu po „Acidity”. Kompozycje są dynamiczne, z dużym rozrzutem stylistycznym. Jest on tak duży, że gdyby nie wyświetlacz to cały materiał podzieliłbym na około 11 kompozycji, a nie na 8. Wystarczy dodać, że oprócz standardowego instrumentarium pojawia się na „India” chociażby akordeon („Hold My Hand”). Pojawiają się na tym albumie także liczne znakomite partie instrumentalne, które kiedy trzeba, jak przystało na metal progresywny, wprowadzają powiew wirtuozerii. Na szczęście Azure Agony nie ogranicza się wyłącznie do udowadniania całemu światu jak znakomitymi instrumentalistami są i potrafią nadać muzyce kekalowego, podniosłego klimatu. Wpływ Kekal uwidacznia się nie tylko w klimacie muzyki, ale również w odgłosach wydawanych przez wokalistę, który jak przystało na większość progresywnych wokalistów dysponuje specyficzną barwą, przypominającą dokonania krzykacza Kekal. Mi, utwardzonemu przez wokalistę wspomnianego Kekal czy chociażby wokalistkę Fatima Hill, pasuje taki rodzaj „śpiewu”, który dodaje muzyce charakteru i wyrazistości.
Jedyne co mnie w „India” drażni to pojawiające się momenty ckliwe, które nieodparcie kojarzą się z najgorszymi, miałkimi fragmentami z dokonań Dream Theater. Nie wiem czemu szczególnie często pojawiają się one po kompozycji tytułowej, ale mam nadzieję, że nie jest to wynikiem braku pomysłów bo w pierwszej części albumu jest tych pomysłów tyle, że można by nimi wypełnić z 5 albumów z szufladki prog metal.
Reasumując Azure Agony nagrał album ciekawy, ale i trudny w odbiorze. Spory rozrzut stylistyczny nie sprzyja szybkiemu przyswojeniu muzyki Włochów, jeżeli jednak wykażecie się odrobiną cierpliwości i zdołacie wznieść się mentalnie ponad schemat zwrotka refren to miłe zaskoczenie gwarantowane.
Ocena: 8/10
Tracklista:
01. Twin Babel
02. Private Fears
03. Libra's Fall
04. My Last Time On Earth
05. India
06. Hold My Hand
07. A Man That No Longer Is
08. Forever Blind
Wydawca: SG Records (2012)