Tą płytę poznałem w niezapomnianej audycji Tomasza Ryłko Radio Overground. Był rok 1992 i pan Tomasz zaprezentował na antenie młody, debiutujący, szwedzki zespół deathmetalowy At The Gates. Tak, tak może trudno w to uwierzyć ale taką muzykę można było usłyszeć kiedyś w radiu Eska. W audycji zaprezentowane zostały pierwsze trzy albo cztery kawałki, które nagrałem sobie z radia na kasetę co wówczas było moją rutynową działalnością.
Muzyka ta od razu zrobiła na mnie duże wrażenie. Największą nowością było dla mnie to, że w ciężką deathmetalową muzykę zostały wkomponowane partie skrzypiec. Nie minęło wiele czasu, a byłem posiadaczem licencyjnej kasety Loud Out Records. Pierwszy kawałek jest podzielony na dwie części. Pierwsza to „normalna” tytułowa kompozycja, a druga to już tylko skrzypce i deszcz. Jednak na przykład w trzecim "Through Gardens Of Grief" czy czwartym "Within" skrzypce są już instrumentem, który pojawia się wpleciony w muzykę i daje to naprawdę bardzo dobry i nowoczesny wówczas efekt. Poza tym muzyka jest ostra i wściekła, a mimo to płynna i melodyjna. Kawałki są zróżnicowane i momentami wręcz hiciarskie. Takie "Kingdom Gone" albo "Neverwhere" to są szlagiery i sprawiają, że ten album można zaliczyć do grona kultowych. Cała płyta składa się z bardzo dobrych, solidnych kompozycji z wyróżniającymi się partiami gitar i perkusji. Przedostatni na płycie "The Scar" to z kolei przerywnik gitarowo-szeptany, który nadaje płycie dodatkowego klimatu i daje chwilę odetchnąć przed ostatnim uderzeniem "Nights Comes, Blood Black".
Drugą, obok skrzypiec, charakterystyczną cechą tego wydawnictwa jest wokal. Histerycznie krzykliwy, rozpaczliwy wrzask Tomasa Lindberga stał się znakiem rozpoznawczym At The Gates. I choć czasem zjada słowa i skraca zdania to efekt jest naprawdę niesamowity. Płyta utrzymana jest w klimacie charakterystycznym dla nurtu. Przeważa ciemność, smutek i zło. W "Kingdom Gone" zatracamy też boże królestwo. Niestety nie umiem rozszyfrować o jaką to czerwień chodzi w tytule i na okładce. W tekście do tytułowej kompozycji jest coś o krwawych plamach ale nie rozjaśnia mi to za bardzo co autor miał na myśli.
Nie ma to jednak zbytniego znaczenia bo "The Red In The Sky Is Ours" to wspaniałe dzieło, które jest ikoną początków współczesnego, szwedzkiego death metalu i przede wszystkim tworem ponadczasowym, który robi wrażenie nawet po wielu, wielu latach.
Tracklista:
01. The Red in the Sky Is Ours/The Season to Come
02. Kingdom Gone
03. Through Gardens of Grief
04. Within
05. Windows
06. Claws of Laughter Dead
07. Neverwhere
08. The Scar
09. Night Comes, Blood Black
Wydawca: Deaf Records (1992)
Ocena szkolna: 5
occulta76 : był to naprawde szok!!!!magnet rzezał,sapał,charczał;a słuchało...
Harlequin : zresztą na upartego każda płyta Carccas to inny gatunek hehe I...
Harlequin : Ja dwójkę uważam za trochę słabszą od reszty, natomiast Termin...