"Infernal Connection" to była petarda w wykonaniu Acid Drinkers, która na wiele lat dostarczyła spory zestaw hiciorów na setlistę koncertową. Po takiej płycie apetyty były rozbudzone, a poprzeczka podniesiona bardzo wysoko. Dwa lata później Acidzi pokazali jednak, że pokonywanie kolejnych barier nie stanowi dla nich problemu i nagrali fantastyczny album. Różnorodny i ponownie naszpikowany przebojami.
Połowa z dziesięciu utworów to prawdziwe thrash metalowe bomby. Niezwykle porywające, wybuchowe i naładowane energią uderzenia, bardzo szybko przypadły mi do gustu. Wyróżniają się nie tylko dobrym wokalem i fajnymi refrenami, ale są też fantastyczne od strony instrumentalnej. Cała ta płyta stoi bowiem na bardzo wysokim poziomie gitarowym. We wszystkich kawałkach są długie partie gdzie gitary plączą się w wyśmienitych solówkach i różnego rodzaju powyciąganych zagrywkach. Do tego są świetne bębny. To naprawdę nie są jakieś pitu, pitu pioseneczki, tylko kawał dobrej muzyki.
Z początkowej, intensywnej i mocno przebojowej, konwencji wyrywa czwarty "Solid Rock". Utwór w całości zaśpiewany przez Licę jest poważniejszy i wolniejszy, ale za to mocno uczuciowy i klimatyczny. Wokal jest super i cała opowieść o tym, że każdy człowiek potrzebuje kogoś na kim może polegać, wypada bardzo przekonująco. W ogóle teksty spoważniały i dotykają takich spraw jak trapiące ludzkość wojny czy alkoholizm. Jest oczywiście i reprezentacyjne "Pump The Plastic Heart" mówiące o człowieku, który dostał drugie życie po przeszczepie serca.
Wracając do "Solid Rock" to jest tu i druga odsłona tego numeru. Wersja akustyczna z banjo jest zaskakującą pozycją i ostro kontrastuje z poprzedzającym ją hiciarskim "Maximum Overload". To jest spokojny odlot na poważnie, a w subtelnych chórkach możemy tu usłyszeć między innymi Tomasza Budzyńskiego z Armii i Darka Malejonka z Houk.
Jako piąty natomiast występuje "United Suicide Legion" - utwór wolny i tasiemcowaty. Ma to jednak swój zajebisty klimat. Odpowiednio dawkowane wzmocnienia, wykrzyczane, melodyjne wokalizy i cała, okraszona mnóstwem perkusyjnych przejść, część instrumentalno-solówkowa, powodują, że jest to totalny klasyk.
Tradycyjnie jest i cover. Tym razem wzięto na warsztat przebój zespołu The Troggs "Wild Thing". A właściwie to wziął go Titus ponieważ on sam w całości nagrał ten kawałek. Efekt taki jakiego się można było spodziewać, czyli oczywiście bardzo trafiony. O tym, że Acid Drinkers są mistrzami w coverach, mogliśmy się przekonać nie raz już wcześniej.
Na koniec pojawia się najbardziej kontrowersyjna pozycja, nie tylko na tej płycie, ale w ogóle w dotychczasowej działalności zespołu. Ni to ballada, ni to opera i ogólnie ciężko to nazwać. Taka pieśń miłosna, która z powodzeniem mogłaby polecieć na balu u królowej. Wystrojona w smokingi orkiestra gra piękną, spokojną melodię, a Lori Wallett cudownym głosem śpiewa: "If you really loved me..." Kompletnie nie pasuje to do niczego, ale może właśnie dlatego robi wrażenie. Jak by to nagrała jakaś diva polskiej piosenki to nawet bym się nad tym nie pochylił przez pięć sekund, ale, że to zrobili oni, to stanowi to taką nietypową ciekawostkę. A trzeba przyznać, że nawet tutaj znajduje się część instrumentalna i na koniec troszkę się to rozkręca.
Bąknięcie na basie oznajmia koniec. Koniec ekstra płyty. Z jajem, z pomysłem, z odwagą, z hukiem i z umiejętnościami. W 1996 roku Acid Drinkers zaprezentowało się w szczycie formy. Pamiętam dobrze wyjście na scenę w Stodole: "Cześć Warszawa! Mamy dla Was 24 radykalne pytania!". Ech, to były czasy...
Tracklista:
01. Private Eco
02. Two Be One
03. 24 Radical Questions
04. Solid Rock
05. United Suicide Legion
06. Pump The Plastic Heart
07. Maximum Overload
08. Solid Rock Part II
09. Wild Thing
10.Walkway To Heaven
Wydawca: Polton (1996)
Ocena szkolna: 5