To co mnie zabolało...
Uśmiech jest niepotrzebnym elementem życia. Bez uśmiechu też można żyć,
prawda? Tak na marginesie to chyba nikt nigdy nie był uśmiechnięty...
Nie licząc zdjęć na których ludzie chcą wyglądać wiecznie młodo i
pięknie ze strony szczęścia... i ja nie jestem wyjątkiem, że do zdjęcia
się nie uśmiechnę tworząc na pozór swoje chwilowe szczęście. Szczęście
jest jak kosz... pełen śmieci. Czemu mam, więc się uśmiechać? Za
uśmiech też przecież trzeba płacić, bo za darmo już dawno umarło.
Dlatego więcej jest tych złych chwil utkwionych w naszej pamięci niż
dobrych... dobre chwile szybko mijają, czasem w ogóle nie trafiając w
naszą głowę. Ja swoich chwil mogę policzyć na palcach jednej dłoni... i
dodać jeszcze jedną... pewną chwilę... Swoją śmierć, ale jestem
przekonana, że kiedy przyjdzie ten moment to się wystraszę i ucieknę...
a może... może poczekam, aż minie? Nawet śmierć jest chwilą... nie trwa wiecznie. Kamil powiedział, że czasem jest
dobrze robić dobrą minę do złej gry... by nikt się nie czepiał, że coś
z tobą nie tak... że "banan spadł". Tracąc wiarę w ludzi... w
rzeczywistość... w boga... i w samą siebie zauważyłam, że żyje... żyję
z dnia na dzień, a nie tylko istnieję jak kiedyś kiedy wszystko miałam
podane na srebrnej tacy i nie zwracałam uwagi na drobne problemy, które
teraz biorą górę i zjadają mnie od środka... drążąc wielkie tunele we
mnie, które nie chcą się zrastać, ale kiedy stanie się cud to i tak
zostanie jakaś luka... i potem zaczyna się wszystko od początku...
tylko z większą siłą... a ja tylko mogę czekać aż mnie zabraknie... tak
nagle i z taką ironią.Leki się skończyły, a mnie wciąż coś boli... W nocy zadzwonił do mnie ktoś... z daleka... Jon... długo z nim rozmawiałam chociaż to było trudne kiedy za ścianą było słychać szczekanie Dżagera i kłótnie Kamila z Mamą. Opowiadał mi jak tam jest... " Jest dobrze... myślałem, że tu będzie ostra jazda, że mnie zamkną i będę siedział w czterech białych ścianach z kratami w oknie i zamiast śniadania, obiadu, kolacji, same tableteczki będą mi wpychać, a tym czasem normalnie chodzę na podwórko... funkcjonuję... rozmawiam z ludźmi, śmieje się do nich... żyję... Już biorę mniej, ale smakuje to jakbym wpierdalał surowe marchewki prosto z ogródka. " Po rozmowie płakałam... długo i dużo... gorąco... aż zasnęłam.
Nie chciałam żeby tak było, ale wiedziałam, że do tego dojdzie... prędzej czy później...