„Wasabi versus chrzan czyli... dyskusje przy świątecznym stole” chciałoby się dokończyć, mając na uwadze datę w kalendarzu. Ale tak naprawdę chodzi Konikowi o popularność niektórych smaków, obserwowaną nie tylko przy okazji „wielkiego żarcia”.
Wyświechtany przykład Coca-coli, wszelkie energizery, herbata z opuncją (kaktus!), sok jabłkowo-miętowy (niemal synonim Tymbarku), lody pistacjowe czy nektar bananowy (ten napój nieodmiennie wywołuje mój uśmiech): wszystko to efekt zaburzeń smaku u pracownika działu badań, wespół w zespół z wizją szalonego marketingowca. Szczególnego entuzjazmu u konikowych kubków smakowych te artykuły nie wywołują. Jednocześnie są to powszechnie obecne „wynalazki” więc chyba jednak ludkom smakują?
Inny razem jak w przypadku sushi, czekolady z chili czy francuskich serów-śmierdzielów: popularność tych produktów to skutek reklamy podpieranej tradycją wraz z egzotyką i/lub ekskluzywnością, pod szyldami których promuje się te produkty. Smakuje? A jakże!
Pytanie: czy byłyby tak samo pyszne i powszechne bez całej tej otoczki? Są przecież potrawy, które smakują najlepiej w pewnych okolicznościach. Bagietka z białym serem w charakterze śniadania do łóżka, anyżowa raki z lodem w upalny wieczór na plaży, wiśniówka z czekoladą w górskim schronisku czy sernik i kawa w towarzystwie psiapsióły. Im ani promocja ani popularyzacja nie są potrzebne.
Niezależnie od nakładów na marketing Konik lubi nowości. Chwała wynalazcom! Promowane czy nie i tak decyduje konikowe podniebienie. Moje ostatnie „odkrycia”? Sok z brzozy i limitowana edycja czekolad Alpen Gold „limonka, zielona herbata” i „marakuja, hibiskus”. :)
P.S. Ten wdzięczny „product placement” niestety NIE został sfinansowany przez żadnego z ww. producentów. ;)
P.P. S. Zadanie na dziś: rozpocząć promocję chrzanu poza
granicami Polski. Punkt pierwszy: tłumaczenie: „chrzan =...
wasabi?” ;)