Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

The Gathering - Mandylion

Almost A Dance, Mandylion, The Gathering, Anneke Van Giersbergen, atmospheric metal

„I kaczątko odżyło: z każdym dniem powracały mu stracone siły, aż rozpostarło skrzydła jakieś wielkie, jakby nie swoje, zaszumiało nimi i poleciało wysoko, daleko, prowadzone jakąś tęsknotą nieznaną do świata, do wszystkiego, co na nim jest piękne. (…) Rozpostarł skrzydła, które zaszumiały głośno, podniósł do góry szyję wdzięcznym ruchem i z głębi serca zawołał radośnie: - Nie marzyłem o takim szczęściu – nie marzyłem!”

A któż mógłby marzyć o takim cudzie natury dwa lata po „Almost A Dance”? Dwa lata po płycie średniej, niezbyt udanie szukającej swojego miejsca na świecie. I wtedy właśnie pojawia się Ona - dziewczyna w swetrze o nazwisku ciężkim do wyartykułowania. Anneke van Giersbergen - Czarodziejka. Nie można jednak nie zauważyć, że diametralnie zmienił się cały The Gathering i to bez żadnych więcej roszad w składzie. Co musiało się stać w głowach tych młodych ludzi, żeby nagle odkryć tak odległe galaktyki, żeby wyjść umysłem poza wszystko co do tej pory zostało stworzone? Tego nie wiem. Nie wiem jak dochodzi się do takich rzeczy. Mam jednak to szczęście, że wiem jak smakuje owoc ich pracy, płyta genialna – „Mandylion”.

Myśleliście kiedyś o takiej maszynie? Żeby tak wsiąść i odlecieć? Przeżyć drugą wojnę światową, pogadać z Beethovenem, dotknąć Kleopatry? „I wanna do centuries in a lifetime”. Możliwe to jest w ogóle? Oczywiście. Tu wszystko jest możliwe. Możliwe jest polecieć wszędzie, gdzie tylko sobie wymyślimy. Poza czas, poza przestrzeń, poza wymiary. Tu czystość gitar idzie w parze z głębią tła i niebywałą wprost eksplozją emocji. To jest jakiś wir szalony, w którym zatracamy kompletnie poczucie ziemskich przywar i wartości, bezwiednie i bezwolnie idąc z Nią. „Eléanor” jest po prostu cudowny. Przestrzenny, narastający, usiany bogactwem barw, z wspaniałymi klawiszami i ciężkimi gitarami. To trzeba przyznać, że mimo wszystko wciąż jest tu dużo atmosferycznego metalu.

I to właśnie ta atmosferyczność jest jednym z podstawowych atutów „Mandylion”. Ta płyta ma niesamowity klimat. Taki nie do podrobienia, zupełnie wyjątkowy. Człowiek całkowicie zatraca poczucie rzeczywistości i zaczyna obracać się w jakimś upstrzonym miriadami świateł, obłoku rozkoszy. Jak pięknie koją „In Motion #1” i „Leaves”, ileż polotu daje „Fear The Sea” i wreszcie gdzie zabiera nas „Mandylion”? Utwór tytułowy to jest osobna bajka, coś absolutnie niesamowitego. Jego orientalny posmak umiejscawia go w jakimś stepie, ale interpretacja jest dowolna i za każdym razem może być inna. Te niezgłębione pokłady muzycznego geniuszu zawsze mogą zawładnąć człowiekiem inaczej, ale chyba zawsze będą robić tak samo wielkie wrażenie. Razem z całym długim, rozbudowanym początkiem „Sand And Mercury” stanowią obszerny, instrumentalny fragment płyty, który dobitnie pokazuje, że jak wspaniałą wokalistką by nie była Anneke, to jednak jest tu wisienką na torcie, a cała wybitność tej sztuki wychodzi od jej kompozytorów.

Płytę kończy druga część „In Motion”, tak samo dobra jak pierwsza. Jak wszystko co tu się znajduje. „Nie marzyłem o takim szczęściu – nie marzyłem!”

Tracklista:

1. Strange Machines
2. Eléanor
3. In Motion #1
4. Leaves
5. Fear The Sea
6. Mandylion
7. Sand And Mercury
8. In Motion #2

Wydawca: Century Media Records (1995)

Ocena szkolna: 6

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły