Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Wywiady :

Pot, krew i łzy - wywiad z zespołem Envia

Pierwszy koncert w obecnym składzie zagrali niemal 4 miesiące temu, właśnie kończą prace nad swoim pierwszym albumem, a od ostatniego miesiąca pokonali już cztery zespoły, dostając się do finału organizowanego przez klub „U Bazyla” konkursu. Młody, dobrze zapowiadający się zespół z Poznania – Envia – to muzycy, dla których wspólne granie to coś więcej niż sama rozrywka, czy zabicie czasu. Resztę zdradzą nam sami...  
Nazwaliście się kiedyś „metal boysbandem”. Wytłumaczcie, o co chodziło...

Rimshot: Ja się nigdy pod tym nie podpisywałem... To był żart.

Delta: Nie, to nie był żart...

Rimshot: Był...

Delta: „Metal boysband”... każdy z nas ma internet. Każdy sprawdza w internecie różne opinie. Nie raz czytałem, że np. taki zespół jak Slipknot przez tych, którzy uważają się za metalowców, jest określany jako boysband. I może z nami też tak jest. To znaczy, ci, którzy słuchają stricte metalu, powiedzą , że my nie gramy metalu, tylko raczej coś pomiędzy rockiem a pop-rockiem. Są zespoły, np. Korn, Stone Sour, 4 lyn czy wspomniany Slipknot, które są  nazywane w sieci boysband metalem, a mi takie zespoły się podobają. Grają muzykę ostrą, ale też melodyjną. Chciałbym, żebyśmy coś podobnego grali. Podoba mi się nie tylko darcie mordy, ale też przemycenie do cięższej muzyki jakiejś melodii.

Rimshot: Nie było to po prostu szczególnie przemyślane... Kiedyś próbowaliśmy wytłumaczyć sobie, co my właściwie gramy i sami nie wiedzieliśmy. Człowiekowi jest czasem ciężko samemu ocenić, co właściwie tworzy, zwłaszcza, że najczęściej wydaje mu się, że tworzy coś oryginalnego.

Delta: Boysband kojarzy się z zespołem, w którym ludzie są ładnie ubrali i ładnie śpiewają.

Jednak to określenie w którymś momencie przylgnęło do Was i nie wiem, czy szybko się odklei... chyba, że wolicie, by tak zostało...

Rimshot: Niech zostanie. Dzięki temu przynajmniej jesteśmy charakterystyczni w internecie i w wyszukiwarkach.

Crow'u: A z drugiej strony jest to jakaś kontrowersja.

Delta: Ludzie zastanawiają się, jak można łączyć jedno z drugim... metal i boysband... może myślą, że wyglądamy jak z boysbandu...

Crow'u:  … albo jak emo.

Delta: Dla mnie taka nazwa ma uzasadnienie.

Ale może właśnie przez takie nazywanie Was, ludzie zaczną Was szufladkować... a tego nie lubicie.

Rimshot: Chciałbym, żeby ktoś nas profesjonalnie zaszufladkował. Wcale nie jest takie oczywiste, co my gramy.

Crow'u: Prędzej czy później ktoś nas zaszufladkuje. Taka jest kolej rzeczy.

Rimshot: Nasza muzyka to zlepek aspiracji każdego z nas, jest pozlepiana z różnych gatunków muzycznych i nie można jej zaszufladkować w jeden. Kiedy wydamy kolejne płyty, może jakoś się ukierunkuje. Nie jesteśmy jednak wirtuozami muzycznymi, którzy stworzyli coś, czego jeszcze nie było.

Delta: Nawet gdybyśmy powiedzieli, że nie chcemy być szufladkowani, to i tak będziemy.

Crow'u: Na pewno jesteśmy w kilku szufladkach.  

Delta: Ale najważniejsze jest, żeby robić to, co się lubi i co się czuje. Nie chcę tworzyć na siłę czegoś, co ludziom na pewno się spodoba.

Tylko, że z Waszą muzyką jest tak, że mimo wszystko, mimo tych zlepków różnych gatunków, ciężko jest mi Was porównać do jakiegokolwiek zespołu.

Rimshot: A to ciekawe spostrzeżenie.

Crow'u: Każdy z nas ma swój własny styl muzyczny, każdy z nas ma swój ulubiony zespół i każdy z nas wnosi do zespołu to, co chce wnieść, coś, co lubi. W czasie tworzenia naszej muzyki chcemy, by wszyscy wnieśli coś swojego w ten sposób, żeby każdy z nas był zadowolony.  

Rimshot: Innymi słowy kawałek, który stworzymy, musi się podobać wszystkim w kapeli.

Delta: My sami dopiero się docieramy. Słucham zupełnie innej muzyki niż Rimshot i podoba mi się to, że on akceptuje to, że chciałbym wnieść do zespołu to, co podoba się mnie.

Delta, Ty dołączyłeś do zespołu jako ostatni, Rimshot i Crow'u – Wy go założyliście. Ale jak wyglądała właściwie droga od dnia powstania kapeli do dziś...

Rimshot: Zespół powstał wbrew kolosalnym przeciwnościom losu. Dla mnie początek zespołu to ja i Crow'u. Pięć lat temu zaczęliśmy pracę nad wspólnym projektem, z którego jednak nic nie wyszło. Rozstaliśmy się, ale któregoś dnia Crow'u zadzwonił do mnie i spytał, czy spróbujemy jeszcze raz...

Crow'u: Wcześniej miałem kolegę basistę, z którym trzy lata temu, po wprowadzeniu się do Poznania, postanowiłem założyć zespół. Zaczęliśmy szukać sali prób. Z finansami jednak było wtedy bardzo ciężko. Po półrocznym poszukiwaniu sali i pozostałych członków do kapeli, dołączył do nas perkusista... jeszcze nie Rimshot.

Rimshot: Niech Ci będzie, że jesteś fundamentem zespołu, ja jestem ugodowy... (śmiech)

Crow'u: Mieliśmy wtedy w składzie też wokalistkę. Szybko okazało się, że perkusista rezygnuje, z resztą nie pasował do zespołu. Od początku chciałem grać nu metal, on z kolei obracał się wokół bardziej lajtowej muzyki. Spotkaliśmy się z Rimshotem, który, okazało się, właśnie miał sprzedawać swoją perkusję, chcąc zrezygnować z grania w ogóle. Ale przekonaliśmy go, żeby spróbował i podjął z nami tę próbę. Niedługo po tym odszedł basista. Później wokalistka. Zostałem sam z Rimshotem. Zaczęliśmy poszukiwania.

Rimshot: Ciężko było nam stworzyć cokolwiek mając w zespole tylko perkusję i gitarę, tym bardziej, że lubiliśmy raczej odmienną stylistykę.

Crow'u: Trzymał nas razem jeden kawałek, nad którym już pracowaliśmy. Później przyszedł kolejny o tytule „Day”, który tyle razy zmienialiśmy, że można by było z tego wszystkiego zmontować nawet kilka różnych kawałków.

Rimshot: Miał on masę różnych wersji, bo był to czas docierania się i poznawania. Dopiero jak przyszedł K7, gitarzysta, zaczęła się stabilizacja w zespole.

Crow'u: W końcu we trójkę zaczęliśmy grać. Okazało się, że gitara K7 wnosi bardzo dużo do naszej muzyki. W końcu te nasze dwa kawałki zaczęły jakoś brzmieć. I kiedy już, po pewnym zastoju, ruszyliśmy do przodu, nasza sala prób została zalana.  

Rimshot: To był kolejny kryzys w zespole.

Crow'u: Postawiliśmy sobie kolejne „ultimatum”, przed terminem którego znalazła się sala. Po remoncie i znalezieniu zespołu, który podzielił z nami salę prób, zaczęliśmy szukać pozostałych członków zespołu: basistę i wokalistę. Daliśmy sobie kolejny deadline. Jako niepoprawny optymista, cały czas wierzyłem, że się uda i powtarzałem to chłopakom. Chwilę później K7 znalazł Boba. Był wtedy basistą jeszcze bez doświadczenia w innych zespołach, z którym jednak od początku się dogadaliśmy. Nasza muzyka spodobała mu się i chciał razem z nami po prostu się rozwijać. Brakowało nam już tylko wokalisty. Przewinęło się ich kilku, zanim pojawił się Delta. A Deltę poznałem w swojej pracy.

Delta: Szukałem pracy w Poznaniu po powrocie z Warszawy. Kiedy przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną, znalazłem wspólny język z ludźmi, którzy tam pracowali. Przyznałem się, że śpiewałem już w zespole. Oni skierowali mnie do Crow’u, który szukał ludzi do swojego zespołu. I tak zaczęła się znajomość z nim. Podobnie jak Rimshot miałem taki czas w życiu, że chciałem zrezygnować ze śpiewania. Sprzedałem sprzęt i obiecałem sobie, że do tego już nie wrócę. Ale z tego się chyba nie wyrasta. Zadzwoniłem do chłopaków. Umówiliśmy się na próbę. Ale... nie zrobiłem na nich chyba najlepszego wrażenia. Nie byłem na kilku próbach...

Crow'u: A my pomyśleliśmy sobie, że pewnie przyszedł następny, który nie będzie się angażował, a na tym nam właśnie zależało.

Delta: A ja z kolei pomyślałem sobie, że chłopaki mają potencjał, ale jak usłyszałem ich balladę, to byłem trochę przerażony. Moim marzeniem był zespół, który tworzy muzykę z kopem, energią, taką, dzięki której mam ciarki. W muzyce, którą ja chciałem uprawiać, muszą być pot, krew i łzy. W końcu jednak  zaczęliśmy wspólnymi siłami tworzyć nowy materiał.

Rimshot: Ja dopiero, kiedy weszliśmy do studia nagrywać pierwszą płytę, przekonałem się naprawdę do tego, co gramy. Dopiero wtedy ten cały „hałas”, który tworzymy podczas prób, nabrał dla mnie znaczenia, był bardziej uporządkowany. Dopiero w studiu usłyszałem, że to co gramy jest po prostu dobre i tworzy jedną spójną całość. I teraz mogę powiedzieć, że każdy z członków naszego zespołu dodaje dokładnie jedna piątą materiału, który tworzy naszą muzykę.

Delta, czy maska, którą zakładasz podczas koncertów, jest sposobem na ukrycie Twojego niezadowolenia, o którym często wspominasz?

Delta: Maska służy czemu innemu. Jest mi potrzebna do tego, abym mógł być na scenie jako ten drugi ja. Faktycznie, może chcę coś ukryć...

Co?

Delta: Wtedy jestem kimś innym. Pod maską jestem agresywny i nieprzewidywalny. Na co dzień jestem spokojny. Mając maskę, miej się boję. Mam mniejszą tremę. Na scenie, pod maską, mogę zrobić wszystko, nikt nie pociągnie mnie do odpowiedzialności, bo tak naprawdę to nie byłem ja. Staję się kimś innym. To daje mi większą siłę i pewność siebie.

Crow'u: Mnie się to podoba. Scena to pewnego rodzaju ucieczką od szarej rzeczywistości.

Rimshot: Podoba mi się to, że dzięki charyzmie Delty po każdym koncercie każdy zapamięta, że nasz wokalista był w każdym zakamarku sceny, że stał na każdym głośniku, że kopnął krzesło i wchodził na każdego z muzyków. Jest go wszędzie pełno i to jest właśnie fajne. Dzięki temu na koncertach nasz zespół nie jest bez wyrazu.

Delta: Właśnie się zawstydziłem.

Crow'u: Naszych odbiorców chcemy czymś zaskoczyć. Zawsze staramy się wprowadzać coś nowego. Np. ja i K7 zakładamy czarne koszule i białe krawaty. Chcemy się czymś wyróżniać wśród masy innych zespołów.

Znamy już Waszą historię, ale nie wiemy jeszcze jednego: skąd nazwa?

Rimshot: Nazwę akurat wymyśliłem ja i można by sobie dorabiać różne ideologie, ale tak naprawdę ta nazwa nie znaczy nic. Starałem się, by była w miarę oryginalna. I słowo „envia”, choć wyraz sam w sobie istnieje, jest dość unikalne w skali Polski i świata. Chodziło mi też o to, żeby nazwa była prosta, przyjemna fonetycznie i estetyczna w piśmie. Słowo powstało ze starannie wyselekcjowanego zlepku liter, to czysta matematyka, algorytmy i tak dalej… (śmiech)

Crow'u: Dzięki temu, że nazwa nic nie znaczy, dzięki nam zaczyna nabierać znaczenia. My sami określimy jej znaczenie.

Kończycie pracę nad swoją pierwszą płytą...

Rimshot: Tak, mamy nadzieje, że do końca kwietnia uda nam się ją zamknąć. Materiał będzie dużo lepszy niż się spodziewaliśmy na początku. To jest nasz priorytet. Oczywiście, w międzyczasie gramy koncerty.

Wydacie płytę i co dalej?

Delta: Teraz ciężko powiedzieć, bo póki nie mamy materiału, nie wiemy, co z tego wyniknie. Mamy menadżera. To moja znajoma, która widzi w nas potencjał i managementem zajmuje się profesjonalnie. Pozdrawiam ją i macham …

Dostaliście się do finału konkursu P.Z.P.R. organizowanego przez klub „U Bazyla”. Jak oceniacie swoje szanse na wygraną?

Rimshot: Ważne będzie dla nas to, że ktoś na nas zagłosował, bo nasza muzyka do niego trafiła. To będzie dla nas optymistyczny początek i znak, że warto iść dalej w tym kierunku.

Na koniec, życzę Wam, abyście bez względu na to, czy wygracie konkurs czy nie, szli dalej w kierunku, w którym idziecie już teraz. Dzięki za rozmowę.

Profil zespołu na Facebooku: www.facebook.com/myenvia?ref=ts

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły