Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Korn - Korn III: Remember Who You Are

Idea tego albumu była oczywista - powrót do swojego naturalnego środowiska. I choć brzmi to jak przymus ostateczny, to cel został osiągnięty. Nie obyło się jednak bez ofiar. Z zespołu wyleciał perkusista - David Silveria, na jego miejscu zasiadł Ray Luziera, a za produkcję zabrał się stary, dobry znajomy kapeli - Ross Robinson. Zmiany wpłynęły na formację bardzo pozytywnie.

Na tyle dobrze, że fani Korna za formę swoich ulubieńców wstydzić się nie muszą. Co więcej - nikt przy zdrowych zmysłach, a przede wszystkim dobrym słuchu, nie odważy się zarzucić im desperacji, pomieszanej z sentymentem do nu metalu w wyrażaniu swoich słusznie pozytywnych opinii o „Korn III: Remember Who You Are”. Płyta jest świetnie wyprodukowana, czadu i odpowiedniego „kornowego” impetu tutaj nie brakuje. Oczywiście nie mogło też zabraknąć znaku firmowego zespołu - melodyjnych refrenów, w których to lider formacji ma chwile na to by powydzierać się w niebo głosy.

Utwory są wyraziste i mają odpowiednio wyeksponowane punkty kulminacyjne. Korn nareszcie brzmi jak Korn - tak naturalnie, tak prosto. Nie jest to jednak powrót do lat 90 - porównań tak daleko szukać nie trzeba, choć oczywiście znajdzie się ich kilka. Utwór „Let The Guilt Go” ma w sobie coś z obłędu drugiej płyty kapeli - „Life is Peachy”, a „Pop A Pill” jakby znalazł się tak na „Follow the Leader”, nikt by pewnie nie narzekał na Davis'a i spółkę. Całościowo, jednak „Korn III: Remember Who You Are”, zdecydowanie bliżej, jest do wydanego w 2003 roku - „Take a Look in the Mirror”, niż do pierwszych trzech płyt zespołu.

Dobrze, ale teraz czas trochę ponarzekać, bo nie jest to krążek bez wad. Z bólem serca muszę to przyznać - kapela nie wykorzystała do końca potencjału, jaki tkwił w tych utworach. Kto jest temu winny? Sekcja rytmiczna czy może gitarzyści? Wina leży gdzieś po środku. Czasami riffy wydają się być dobrane losowo do siebie, a i sekcji rytmicznej miejscami zdarzają się przestoje. Tej mocy ubywa kapeli szczególnie pod koniec płyty. Szczerze powiedziawszy to dwa ostatnie numery nie powinny trafić na ten album. Ale w końcu to na błędach się uczymy. Oby w przyszłości w poczynaniach formacji było ich jeszcze mniej. Ciągnie się za tym albumem zapach odgrzewanego kotleta, ale nie jest on ani zimny, ani też źle doprawiony, a to chyba najważniejsze. Najlepsza płyta Korna od siedmiu lat. Czyżby czas posuchy dobiegł końca?

Tracklista:

01. Uber-Time
02. Oildale (Leave Me Alone)
03. Pop a Pill
04. Fear Is a Place to Live
05. Move On
06. Lead the Parade
07. Let the Guilt Go
08. The Past
09. Never Around
10. Are You Ready to Live?
11. Holding All These Lies

Wydawca: Roadrunner (2010)

Komentarze
Gorg666 : Krążek jest równy i jak przystało na komercyjny metal fajnie się go s...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły