Formująca się pod koniec lat 70-tych nowa fala stała się ciekawą możliwością dla młodego pokolenia artystów, którzy zainspirowani twórczością Bowiego czy Roxy Music w tamtym czasie dziarsko i ambitnie przeciwstawiali się wszechogarniającej "punkokracji". Jednymi z przedstawicieli nowego pokolenia byli Brytyjczycy z Japan. Debiutując swym krążkiem "Adolescent Sex" już ponad 30 lat temu, dali upust swemu zamiłowaniu do melodyjnego glam rocka, upstrzonego funkowymi smaczkami.
Zabawne były początki ekipy Davida Sylviana (wokalista i frontman Japan przyp. Od aut.). Ciesząca się popularnością w Holandii czy Kanadzie formacja, nie od razu została dostrzeżona w rodzinnej Anglii. Podczas gdy już po edycji "Adolescent Sex" panowie dorobili się statusu grupy kultowej w Japonii (nie trudno zgadnąć, co było głównym powodem fascynacji tamtejszych entuzjastów muzyki, wspomnianą grupą), na życzliwy uśmiech ze strony rodaków Japan musieli poczekać aż do początku lat 80. A szkoda, łatwo bowiem dojść do wniosku, że grupa to niedoceniona zwłaszcza w pierwszym okresie swojej działalności.Przebojowy charakter utworów, zadziorny wokal Sylviana, ogromna pasja do "jękliwych" solówek i wspomniany funkowy feeling – to główne zalety za które da się polubić "Adolescent Sex". A to dopiero początek atrakcji, bowiem obok melodyjnych riffów, nie raz nie dwa pojawia się syntezator, dodając płynącymi zeń dźwiękami cudownego klimatu, który dość trudno jednoznacznie określić. Dość by powiedzieć, że to co się dzieje na płycie, może swym fanom zgotować tylko Japan. Fakt, grupa czerpie ze wspomnianych powyżej legend, jednak czy to właśnie za sprawą Sylviana, czy jakiegoś dla mnie nie zrozumiałego czaru panowie brzmią całkiem oryginalnie, wyróżniając się na tle gwiazd, które kroczyły nowo-falową ścieżką – tym większe moje zaskoczenie, iż Anglia na "Japończykach" się nie poznała.
Pozostawiając w tyle to co dla mnie niezrozumiałe, skupmy się na liście utworów, a ta prezentuje się naprawdę godnie. Dziesięć świetnie skomponowanych kawałków, rozpoczynających się od najbardziej wdzięcznego i charyzmatycznego "Transmission". Idąc dalej z drobnymi przystankami przy takich "miejscach", jak "Lovers On Mainstreet", "Don't Rain on My Parade" "Suburban Love" i ostatni "Television" zauważamy, że "Aldoscent Sex" może z powodzeniem uchodzić za płytę multi-gatunkową.
Pierwszy z wymienionych kawałków już po paru sekundach z powodzeniem przenosi nas na dyskotekowe parkiety gdzie żar "sobotniej nocy" wciąż jeszcze nie ostygł, podczas gdy drugi przenosi nas w świat typowego angielskiego rocka z pod znaku The Beatles. Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero dalej. "Suburban Love" choć znów z początku mocno funkowy, w trakcie (około 5 minuty) zaczyna przeradzać się w kapitalny pokaz umiejętności Roba Dean'a, który za sprawą swego solowego popisu przenosi nas na prawie dwie i pół minuty w świat art-rocka. Nawiasem mówiąc to nie jedyna szansa na zapoznanie się z umiejętnościami utalentowanego gitarzysty. Wystarczy zwrócić uwagę na ostatni już track – ponad 9 minutowy "Television", zahaczający nieco o świat psychodelii. Tutaj też bardziej swobodnie czuje się Sylvian, który celowo przeciąga i "wyostrza" swoje wokalizy. Ostatecznie, znów wszystko kończy się jednak pod dyktando funkowej melodii.
Tytułem zakończenia warto wspomnieć, że wszystkie utwory zawarte na "Adolescent Sex", po za jednym są autorskimi kompozycjami grupy. Wyjątkiem jest "Don't Rain On My Parade", utwór pochodzący z musicalu "Funny Girl", w oryginale wykonywany przez Barbarę Streisand, napisany zaś przez Bob'a Merill'a i Jule Styne. Ostatecznie jednak to jedyny utwór pośród dziewięciu oryginalnie, pomysłowo i entuzjastycznie brzmiących kompozycji jakimi raczy nas Japan na swoim pierwszym wydawnictwie.
Tracklista:
1.Transmission
2.Unconventional
3.Wish You Were Black
4.Performance
5.Lovers On Main Street
6.Don't Rain On My Parade
7.Suburban Love
8.Adolescent Sex
9.Comunist China
10.Television
Wydawca: Hansa Records (1978)