Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Helloween - Keeper Of The Seven Keys Part III: The Legacy

Helloween od wielu lat króluje na niemieckiej i nie tylko scenie speed/power metalowej, nagrywając albumy zarówno wyśmienite, jak i cieszące się nieco mniejszą przychylnością fanów. "The Keeper Of The Seven Keys Part III: The Legacy" wzbudził kontrowersje jeszcze przed premierą. Dlaczego? Otóż za sprawą nazwy.
Dwa pierwsze "Keepery" wpisały się głęboko w historię muzyki metalowej. Nagranie trzeciego albumu spod znaku "Klucznika" wydawało się chwytem marketingowym, a poza tym: jak tu nagrać taką płytę bez Hansena, Kiske'a i Schwichtenberga? Do tego premiera singla "Mrs God"- piosenka tytułowa wywołała niemiłe wrażenie na fanach. Komentarze na temat planowanej okładki albumu- a dlaczego komputerowa, nie rysowana ręcznie, jak zwykle? Po takich szumach najmłodszy krążek Niemców miał ciężki start. Jak sobie poradził?

Ostatni "Keeper" rozpoczyna się mocno, a mianowicie kawałkiem "King For 1000 Years". Na wstępie utworu intro - historyjka recytowana przez Irlandczyka o obłędnym głosie. Pierwsza piosenka trwa dokładnie 13 minut i 54 sekundy, ale o dziwo wcale się nie dłuży. Porywający kawałek, zmiany tempa, ładniutkie solówki. Całość okraszona dobrym, jakby nie było, wokalem Derisa i partiami chórowymi. Doskonały start.
Równie dobry jest "Born On Judgement Day". Nie dość, że porusza ciekawy temat, to brzmi miło i przyjemnie. Charakterystyczny dla Helloween wstęp, dosyć szybkie tempo, chwytliwy refren, całość przypomina nieco hymn, z pewnością przywołuje skojarzenia z "Salvation" chociażby. Ogólnie kawałek prezentuje to, co w twórczości Niemców najlepsze.
Nieszczęsny "Mrs God"- utwór w stylu "Happy Happy Helloween", najkrótszy na płycie, o śmiesznej tematyce, który właściwie jest podobno tylko żartem zgotowanym fanom. No cóż, jego wartość muzyczna jest bliska zeru, ale posłuchać, czysto dla rozrywki, jest całkiem miło.
Kolejny długi kawałek na płycie to "Occasion Avenue", który- niestety - już troszeczkę przynudza. Melodia nieco obłąkańcza. Zbyt liczne zmiany tempa. Z jednej strony plus, ponieważ jakby nie było, musieli się nieźle napracować, żeby złożyć to w jedną logiczną całość, która brzmi naprawdę nieprawdopodobnie. Z drugiej strony jednak- chyba troszeczkę przesadzili. Najlepszym fragmentem utworu jest chyba sekcja gitarowo-perkusyjna i zwolnienie tempa mniej więcej na trzy minuty przed końcem... Wokalnie za to ciekawie- znów mamy tu do czynienia z chórami.
Następny dobry numer to "Do You Know What You Fighting For". Mocne riffy, melodyjny refren, słychać, że Deris się postarał. No i rarytasik zostawiony na koniec - "My Life For One More Day". Zaskakująco dobre riffy w połączeniu ze szczytową formą wokalną Derisa.
Reszta? Niestety dosyć średnia. "The Invisible Man" co prawda charakteryzuje się ładnym refrenem i równie ładną partią basową, ale niczym nie zaskakuje ... "Pleasure Drone" jest typową ekspresową piosenką z chwytliwym refrenem - niestety również nie powala. "Silent Rain" byłby lepszym kawałkiem, gdyby nie był tak płaczliwy ... "Light The Universe" - całkiem miła ballada, ale gdzie jej konkurować z chociażby "If I Could Fly"? "Come Alive" jest również typowy, szybki, z dopracowaną "basówką", ale nic poza tym. "The Shade In The Shadow" to kolejny spokojny numer, któremu czegoś jednak brakuje do pełnowymiarowego sukcesu. "Get It Up" - żywiołowy, stuprocentowy Helloween, z dobrymi riffami, ale mi osobiście nie podoba się tu z kolei wokal.

Podsumowując więc: ostatni album Niemców katastrofą się nie okazał. Wybitnym sukcesem również nie. Po pierwszym, a nawet drugim przesłuchaniu może się wydawać kiepski, jednak po kilku kolejnych przesłuchaniach wrażenie nieco się zmienia. Kiepski nie jest, jest za to skomplikowany muzycznie i to może niektórych zniechęca ... Na kolana trzeci "Keeper" nie powala, ale posłuchać miło. Na plus wyszła między innymi zmiana dobrego perkusisty na perkusistę jeszcze lepszego. Nie bez znaczenia jest też fakt, że płyta została wydana nie przez Nuclear Blast, a przez SPV. To również plusik, bo piosenki brzmią czyściutko i świeżo. Pomimo, iż album zalicza się do raczej średnich", warto się z nim zapoznać. Chociażby z czystej ciekawości. Helloween i tak zostaną królami speed/power metalu (doganianymi przez Gamma Ray).

Wydawca: Mystic Production/SPV Records (2005)
Komentarze
melidien : Taaa... to ten sam organizator, który nie/organizował Tribute to Anathema....
Attack : info od organizatorow - powod - brak zainteresowania ze strony słuchaczy...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły