„Road Roller Machine” to drugi album włoskiego Helligators. Kto nie zna, to po pierwszym rzucie oka na tytuł płyty i jej okładkę, od razu powinien mieć skojarzenia z motocyklowym rock and rollem. I bardzo słusznie, bo już pierwszy „Nomad” przynosi motorheadowy klimacik. Jest to numer najbardziej kojarzący się z tym zespołem, bo dalej wkrada się raczej trochę southernowej atmosfery. Mówię tylko o odcieniach, bo rdzeń Helligators zdecydowanie wywodzi się z klasycznego, energetyzującego rocka.
Energia i żywiołowość charakteryzują tę muzykę i co ważne, oprócz samych gitar, mamy tu do czynienia z wieloma bardzo melodyjnymi i przebojowymi wokalizami. Od drugiego „Doomstroyer” kolejno są same hiciory ze wskazaniem na trzeci „Scream”. Wokal jest chrypliwy i zadziorny, ale bardziej śpiewany niż krzyczany i jest bardzo mocnym punktem zespołu. Do tego występują liczne chórki uwypuklające poszczególne frazy, także pod tym względem jest idealnie.
Utwory są długie, jest w nich miejsce na solówki. Gitary są ciężkie i na pewno jest to rock mocno podszyty metalem. O Motörhead już pisałem, inne fragmenty przypominają mi Metallicę, ale to tylko takie skojarzenia. Ta szczypta południowości zawarta właśnie w wokalach odróżnia Helligators od wyżej wymienionych.
Niestety „Road Roller Machine” nie trzyma napięcia do końca o dwa ostatnie kawałki odstają od reszty. „Stone Crusher” jest rozlazły i ciapowaty, a zrobiony trochę na balladę z elementami akustycznymi „Black Sun”, również na mnie nie robi wrażenia. Nie jest to jednak coś, co mogłoby zatrzeć pozytywne wrażenie po całym albumie. Płyta w oklepanym stylu, ale z nowym potencjałem, a starego, dobrego rock and rolla przecież nigdy za wiele.
Tracklista:
01. Nomad
02. The Doomstroyer
03. Scream
04. She Laughs
05. Snake Oil Jesus
06. Truckdriver
07. Swamp Man Voodoo
08. Bad Ass
09. Stone Crusher
10. Black SunWydawca:
Sliptrick Records (2015)
Ocena szkolna: 5-