Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Heavenly - Virus

Heavenly to kolejny prog-power metalowy band, w którym wszystko działa jak należy. Wraz z Manigance i Adagio stanowią dziś podstawę dopisania Francji do czołówki krajów najczęściej kojarzonych z tym gatunkiem. Niby nic odkrywczego, wszystko już gdzieś było, ale zaspokojenie apetytu np. kanapkami z serem brie albo jakąś inną odmianą sera podpuszczkowego nie oznacza, że za jakiś czas człowiek znowu nie zgłodnieje. Zwłaszcza, jeśli to lubi.
Po dobrze przyjętym albumie "Dust to Dust", następny - "Virus" tylko ugruntowuje ich pozycję. Pod względem technicznym wszystko gra - proporcje brzmieniowe instrumentów odpowiednio dobrane, gitary nie przeszkadzają sobie nawzajem ani klawiszom. Ciekawie pracuje bas bezprogowy. Gitara solowa ustawiona dość "ciepło" (nie ma tam za dużo góry), a więc nie wymusza wspinania się wokalisty na zbyt wysokie rejestry. Klawisze również dają o sobie znać głównie wtedy, gdy wokal milknie. Sam wokalista Ben Sotto, który swoją drogą wygląda jak Robin van Persie z Arsenalu, jest w zespole od początku, zdążył więc wyrobić sobie głos odpowiadający jego potrzebom.

Pod względem energetycznym na skali od czarnego węgla przez ropę i paliwo rakietowe na wzbogacanej antymaterii kończąc, plasują się gdzieś w 3/4-tych zakresu. To już nie te czasy, żeby wywoływać kolejną rewolucję francuską, ale momentami można Heavenly o takie zamiary podejrzewać ("Bravery in the Field", "Liberty"). Na plus dla zespołu dodać na pewno można taki rodzaj polotu i finezji, który łatwo zidentyfikować jako typowo z Francji rodem, nikogo zatem nie udają. Ta autentyczność na pewno nie pozostaje niedoceniona przez fanów, zwłaszcza lubiących doznania koncertowe.

Na płycie brak ballady, z wyjątkiem krótkiego wprowadzenia w "Wasted Time" (gościnnie wokal - Tony Kakko - Sonata Arctica) i zakończenia z "The Prince of the World", cały album jest szybki, a tempa utworów dobrane podobnie. To sprawia, że ucho szybko się przyzwyczaja, nie jest to wymagająca muzyka, zdarzają się skomplikowane solówki neoklasyczne, ale są tak napisane i zagrane, z odpowiednim akcentowaniem, że nawet jeśli słuchacz zgubi parę dźwięków, to linię melodyczną wyłapie dość łatwo. Trudno również nie zwrócić uwagi na cover Jackson/Zadora "When the Rain Begins to Fall" - bardzo fajnie zagrany i zaśpiewany wespół z wokalistką fińskiego Lullacry Tanją Lainio.

Oprócz wspomnianego coveru, komercyjny aspekt płyty zdradzają dwa kawałki nagrane specjalnie dla Japończyków - prawie pop-rockowy "The Joker" oraz rozbudowany, bardziej pompatycznie zmasterowany oraz zaśpiewany po japońsku "Spill Blood on Fire". Zresztą podobno w Japonii i w Stanach Heavenly jest bardziej popularne niż w Europie, może z wyjątkiem rodzimej Francji.

Spędziłem z "Virusem" kilka ostatnich dni i mam nadzieję, że jutro odpuści, bo za bardzo męczy gardło. Ale cóż poradzić, jesienno-zimowa aura sprzyja przeziębieniom. Czas wezwać posiłki i liczyć na to, że moje przeciwciała tym razem wystawią odpowiedni skład i ustalą skuteczną taktykę. Łatwo nie będzie, bo muzyka Heavenly jednak wciąga i jeszcze kiedyś pewnie do niej wrócę.

Tracklista:

01. The Dark Memories
02. Spill Blood on Fire
03. Virus
04. The Power & Fury
05. Wasted Time
06. Bravery in the Field
07. Liberty
08. When the Rain Begins to Fall [Jermaine Jackson And Pia Zadora cover]
09. The Prince of the World
10. The Joker [Japanese bonus]
11. Spill Blood on Fire [Japanese version/ bonus]

Wydawca: Marquee Inc. (2006)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły