Aktualnie panująca za oknem letnia aura raczej nie sprzyja przyswajaniu muzyki jaką wykonuje End Of Green. Wszystko, począwszy od oprawy graficznej „Dead End Dreaming” a skończywszy na samej muzyce, nie zachęca do ciągnięcia (pchania) wózka zwanego „życiem”. Niemcy swoją twórczością udowadniają, że życie może tak „zajść za skórę”, że zdesperowani ludzie chwytają za instrumenty by swoim cierpieniem „obdarować” resztę świata. W tym kontekście okazałem się absolutnym masochistą. Pozwoliłem bowiem by End Of Green oprócz resztki nadziei odebrał mi kawałek (całkiem pokaźny) świeżej gotówki.
Czas jednak zająć się muzyką proponowaną przez End Of Green. Na swoim piątym albumie niemiecki kwintet zamieścił 11 kompozycji w klimatach określanych przez zespół jako „depressed subcore”. Pierwszy raz spotkałem się z takim określeniem więc spieszę wyjaśnić, że „Dead End Dreaming” prezentuje różne odmiany szeroko rozumianej rockowo/metalowej muzyki alternatywnej z obowiązkową „podszewką” smutku oraz szczyptą niemieckiej dyscypliny i porządku. Za porządek na „Dead End Dreaming” oprócz samego zespołu z pewnością odpowiedzialny jest również producent Alexander Krull. Udało się facetowi oprawić muzykę swoich ziomków soczystym brzmieniem podkreślającym największy atut jakimi dysponuje End Of Green - głos Michelle Darkness. Wokalista swoimi partiami wyraźnie nawiązuje do dorobku niedawno zmarłego lidera Type O Negative („Weakness”), a sporadycznie również do nieodżałowanego wokalisty Alice In Chains - Layne Staleya („Dead End Hero”). Jego głos jest jednak bardziej uniwersalny. Kiedy trzeba potrafi zaśpiewać bardziej agresywnie, innym razem melancholijnie, a do wszystkiego dodaje sporo rock’n’rollowego „zadziora”. Muzycznie End Of Green, podobnie jak wokalista, garściami czerpie z dorobku znamienitszych przedstawicieli klimatycznego grania (Type O Negative, Lacrimas Profundere, Sentenced a nawet Him). Zespół wszystkie zapożyczone elementy, w sobie tylko wiadomy sposób, złożył w całość z iście niemiecką precyzją. Zachował muzyczne proporcje niezbędne do zdobycia uznania wśród stosunkowego szerokiego grona odbiorców. Muzyka nie jest zbyt surowa by mogła zaszkodzić młodym adeptom depresyjnych dźwięków, a jednocześnie nie jest przesłodzona. Utwory mają typowo piosenkową konstrukcję zwrotka-refren. Oparte są jednak na świetnych melodiach, które łatwo zdobywają przychylność naszej podświadomości i nie pozwalają się od nich uwolnić. Wszystko to sprawia, że albumu słucha się z prawdziwą „masochistyczną” przyjemnością. Jednocześnie ani przez chwilę nie mamy wrażenia obcowania z muzycznym „produktem” . Słuchając takich utworów jak „Cure My Pain” czy „Dead End Hero” mamy świadomość obcowania z prawdziwymi emocjami ukrytymi w dźwiękach.
Tracklista:
1. No Coming Home,
2. Dead End Hero,
3. Speed My Drug,
4. Cure My Pain,
5. Weakness,
6. Sad Song,
7. So Many Voices,
8. Sick One
9. She’s Wild,
10. Drink Myself To Sleep,
11. All About Nothing,
Wydawca: Silverdust (2005)