"Spiritual Healing" jest tym albumem Death, o którym mówi się najmniej. Z jednej strony jest to jeszcze ten stary, masywny Death, bęz zbędnych udziwnien, a z drugiej jest to próba grania muzyki dojrzałej i ambitnej. Przychylę się w tym momenci do zdania wiekszości opinii i powiem, że jest to najmniej charakterystyczny, a tym samym najbardziej nijaki album death.
Schuldiner zwerbował do składu wschodzącą gwiazdę gitary - Jamesa
Murphy'ego, wspomógł się także basistą Terrym Butlerem oraz perkusistą
Billem Andrewsem z amerykanskiego Massacre. Swoisty dream team tamtych
czasów nie udźwignął jednak zadania, a zespół chyba więcej stracił niz
zyskał. Na "Spiritual Healing" w zdecydowanej większości dominuje
granie pokrewne do tego z "Leprosy", ale tu i ówdzie pojawiły się pewne
ozdobniki i niesmiałe próby wyłamywania się z szablony. Dużemu
uszlachetnieniu uległy solówki i to nie tylko za sprawą Murphy'ego -
słychać, że i Schuldiner nabiera coraz większej gitarowej ogłady a jego
gra zawiera już elementy charakterystycznego dla tego muzyka stylu gry.
W warstwie wokalnej wielkich zmian nie mamy - w dalszym ciągu jest to
mocny, brudny growling, czasem dość niewyraźny. Jeśli chodzi o pracę
sekcji to zdecydowanie jest utrzymana w "starym" stylu i daleko duetowi
Buttler/Andrews to techniki muzyków tworzących sekcję rytmiczną Death
na kolejnych płytach.Koncowy efekt jest taki, że powstał niezły album, by nie powiedziec dobry, ale w zasadzie żaden z utworów na tym krążku nie stał się klasykiem. Tym utworom zabrakło przede wszystkim charakteru - śmiem stwierdzić, że już wtedy stać było Schuldinera, aby pójść z pomysłami jeszcze dalej. Tymczasem "Spiritual Healing", choć zawiera wszystko co ówczesny death metal powinien mieć, jest albumem zachowawczym i w tej materii rozczarowującym
Wydawca: Under One Flag (1990)