Wertując karty marnej przeszłości,
Wspomina chwile z uczuć patosem,
By nie utonąć w jądrze ciemności.
Zmęczonym wzrokiem zerka w zwierciadło,
Lecz jej odbicie niebawem ginie,
Jak stal wtłoczona w ciężkie imadło,
Złudna nadzieja z czasem przeminie.
Bezbronna zmierza na kraniec drogi,
Depcząc istnienia nieprzemierzone,
Już dawno zgasły w blasku pożogi,
Wielkie zamysły w ogień rzucone.
Żałuje dusza swojego bytu,
Pragnie odwrócić nieszczęsne fatum,
I choćby chciała sięgnąć zenitu,
Spadnie w piekielną odchłań kieratu.