"Paranoid", kolejny album wydany przez Sabbathów. Nie czekali z nim zbyt długo, bo pojawił się on jeszcze tego samego roku (1970), co ich debiutancki krążek, jego premiera miała nadejść we wrześniu. Jest to longplay, którym na trwałe wpisali się do światowego kompedium rocka.
Płytę Black Sabbath nagrał zespół, który wciąż poszukiwał swojego
brzmienia, instynktownie dążąc ku czemuś potężnemu, masywnemu.
"Paranoid" to było już to. Zarejestrowany również w błyskawicznym
czasie kilku dni. W zasadzie to miał się on nazywać "War Pigs", ale
wytwórnia się na to nie zgodziła ze względu na wietnamską wojnę. Stąd
też okładka przedstawiająca wojownika z mieczem samurajskim i tarczą.
Nie została ona zmieniona, bo oczywiście nie było już czasu, a album
trzeba było wydać. Kronikarze stwierdzają, że piosenki powstawały
szybko, niejednokrotnie podczas trasy.Utwór, który miał być tytułowym, to według mnie mistrzostwo świata jeśli chodzi o naprawdę ciężkie i toporne brzmienie. "War Pigs", bo o nim tu mowa, po sunącym intrze stopuje nieskomplikowanym riffem złożonym z zaledwie dwóch dźwięków i przerwy, w którą idealnie wpasowuje swój wokal Ozzy. Jeśli chodzi o tekst, to jest to nagonka na polityków, którzy bezsensownie wywołują wojny i posyłają niewinnych ludzi na rzeź, podczas gdy sami siedzą w ciepłych pieleszach. Opisane też tu są brutalne realia samej wojny.
"Paranoid", kawałek którego wogóle nie miało być. Powstał jako wypełniacz, bo album wydawał się producentom za któtki, więc powiedzieli, że trzeba coś tam jeszcze wcisnąć. I tak chłopaki usiedli i w kwadrans ułożyli jeden z największych ich hitów. Intro do niego powstało na bazie riffu Led Zeppelin z "Dazed And Confused" z ich pierwszego albumu. A sama linia melodyczna to już banalne i nieskomplikowane rytmy. Geezer naprędce ułożył tekst o rozpaczy człowieka niepotrafiącego się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości i popadającego w obłęd.
Kolejny - "Planet Caravan", to z kolei wolna i spokojna ballada z bardzo pięknym i wielce urodziwym, melodyjnym, spokojnym riffem, mówiąca o podróży wśród gwiazd i widokach Ziemi skąpanej w blasku księżyca.
No i według mnie hymn, czyli melancholijny "Iron Man", ten wodzący riff to zna chyba każdy, nawet jeśli nie wie kim są Sabbaci. Ozzy o nim mówi: "Iron Man jest o facecie, który wynajduje wehikuł czasu i stwierdza, że zbliża się koniec świata. Wraca z przyszłości i zmienia się w człowieka z żelaza, ale nikt go nie chce słuchać. Myślą, że on nie istnieje. Trochę mu odbija i postanawia się zemścić, zabijając ludzi. Chce czynić dobro, ale mu nie wychodzi".
Następnie przychodzi czas na "Electric Funeral". Również prosty w swej budowie ale jakże powalajcy i złowieszczo mroczny. Marty Friedmann, były gitarzysta Cocophony i Megadeth, wymienił ten kawałek jako jeden z tych które chciałby aby były puszczone na jego pogrzebie. Mówi on on zagładzie świata spowodowanej promieniowaniem i "atomowym potopem".
Kolejne dwa numery to "Hand Of Doom" i "Rat Salad". Pierwszy traktuje o zgubnym działaniu narkotyków i właściwie Sabbaci nietypowo dla siebie w tym tekście pogrozili palcem samym sobie, gdyż w zespole ponował zwyczaj picia alkoholu i zażywania narkotyków, wtedy głównie marihuany. Jest tu przedstawiony w obrazowy sposób narkoman dający sobie w żyłę: "Wbij igłę/Stań oko w oko ze śmiercią z tym jej chorym uśmiechem na ustach", który ostatecznie osiąga swój moment kulminacyjny sugestywnym widokiem przedawkowania. Drugi kawałek to instrumentalny dwu i pół minutowy "Rat Salad" dający pełne pole do popisu gitarze i perkusji.
Tekst w "Firies Wear Boots", ostatnim już kawałku, powstał po tym jak członków zespołu dotkliwie pobili nienawistni skinheadzi tuż po koncercie. Stąd tytuł o wróżkach w buciorach. Jest tu również nawiązanie do narkotyków, opisane podczas wizyty u lekarza: "Synu, synu, zabrnąłeś za daleko, całe twoje życię to jeden wielki odlot, ot i wszystko." Sam rytm jest raczej skoczny i wydawałoby się - wesoły. Oczywiście urozmaicony ciekawymi solówkami Iommiego.
Tak, zdecydowanie ten album był olbrzymim sukcesem grupy, ugruntowując ich status mistrzów jedynych w swoim rodzaju. Ten krążek spełnił wszystkie obietnice ich płytowego debiutu, a nawet poszedł jeszcze dalej, ten longplay był triumfem, rajem dla każdego miłośnika heavy metalu, prawdziwą klasyką tego gatunku.
Tracklista:
01. War Pigs
02. Paranoid
03. Planet Caravan
04. Iron Man
05. Electric Funeral
06. Hand Of Doom
07. Rat Salad
08. Fairies Wear Boots
Wydawca: Warner Music (1970)