Fani formacji Veil Of Maya doczekali się w końcu trzeciego pełnometrażowego albumu, który ukazał się w
kwietniu 2010 roku. Album trwa zaledwie 29 minut, ale w tym przypadku to
może nawet "aż". Na krążku mieści się 11 numerów, które średnio liczą
sobie po 3,
4 minuty, zazwyczaj bardzo intensywne 3, 4 minuty.
Jakościowo album jest taki jak być powinien: brzmi dość podobnie do poprzedniczki. Nisko strojone wiosła, charakterystyczno-klikające stopki perkusji, ale wszystko czysto i dobrze słyszalne, bez chaosu. Klimat płyty to połączenie deathcore'u, zalotów djentowych oraz prog-metalu. Zakwalifikowanie VOM jako typowy deathcore to lekka zniewaga, gdyż nie mamy tutaj do czynienia z typowym napierdolem charakterystycznym dla gatunku. Coś dla siebie znajdzie zarówno fan Meshuggah jak i Beneath The Massacre, a nawet wielbiciele Cynic.Spory pokaz umiejętności pokazuje wokal Brandona Butlera, wysokie screamy, niskie growle i spora różnorodność. Nowy bębniarz oraz ex basista Born Of Osiris sprawują się również co najmniej należycie. W moim osobistym odczuciu płyta jest o niebo dojrzalsza i nie tak bezpłciowa jak The Common Man's Collapse. Można dosłuchać się częstych melodii, fajnych dysonansów i smaczków gitarowych.
Krótko mówiąc, całość na duży plus i jest to bez dwóch zdań album godny uwagi, w szczególności dla fanów wyżej wymienionych klimatów. Nie pozostaje nic innego tylko czekać na album nr 4, ale to pewnie nie prędko.
Tracklista:
01. [id]
02. Unbreakable
03. Dark Passenger
04. The Higler
05. Martyrs
06. Resistance
07. Circle
08. Mowgli
09. Namaste
10. Conquer
11. Codex
Wydawca: Sumerian Records (2010)
Ceiphied : Hmm..skoro tak, w takim razie już ich nie lubię nie znając ;-]
Harlequin : no własnie ... "zarówno fan Meshuggah jak i Beneath The Massacre, a naw...