Początek nowego tysiąclecia, a Slayer łamie sobie obie nogi już na pierwszym kroku. Trzy lata oczekiwań na kolejny krążek poszły na marne, gdyż po zapoznaniu się z zawartością omawianej płyty wielu wolałoby rzucić zainwestowane pieniądze na tacę i pomodlić się o lepszą przyszłość dla zespołu.
Zacznę od tego, że płyta ma beznadziejny tytuł, chyba aby zrobić
wrażenie na 12-latkach. Zawartość muzyczna jest podobnej jakości. Niby
dalej kontynuowana jest ścieżka z dwóch poprzednich płyt, ale tu
thrashu jest jeszcze mniej, a całość jest ociężała, bez polotu i bez
pomysłu. Choć Slayer nigdy nie grał skompliwoanej muzyki, to nie można
mu było do tej pory zarzucić braku pomysłów czy żywiołowości w muzyce.
Tutaj niestety jest ogromna posucha i po przesłuchaniu trzech kawałków
mamy ochotę wcisnać "stop". Niestety kolejne utwory wcale nie
poprawiają wrażenia. Efekt jest taki, że płyta zastępuje podkładkę do
piwa."God Hates Us All" to bezsprzecznie najsłabszy i szczerze powiedziawszy naprawdę zły album w wykonaniu tego kwartetu. Nie ma w nim absolutnie niczego, co do tej pory było atutem zespołu. Radzę omijać tą płytę na sklepowych półkach, bo jak mówi tytuł - Pan Bóg już znienawidził czwórkę ludzi za ten mizerny poziom.
Tracklista:
01. Darkness Of Christ
02. Disciple
03. God Send Death
04. New Faith
05. Cast Down
06. Threshold
07. Exile Real
08. Seven Faces
09. Bloodline
10. Deviance
11. War Zone
12. Here Comes The Pain
13. Payback
Wydawca: Def American Records (2001)