Po długiej jak na Queen przerwie, bo trwającej trzy lata, zespół wrócił do studia i nagrał album The Miracle. Album wydany w 1989, będący pierwszym po największym w karierze zespołu tournee promującym płytę A Kind Of Magic. Był to też pierwszy album zespołu, po którym Queen nie ruszyło w trasę. Powód? Choroba Freddiego Mercury. Frontman zespołu w 1987 dowiedział się, że choruje na AIDS i wiedząc, że nie zostało mu dużo czasu, zabrał się do pracy nad nowym materiałem.
Co jest pierwszą zauważalną nowością na krążku? Wszystkie piosenki podpisane są nazwą zespołu, nie zaś nazwiskami poszczególnych kompozytorów, jak dotychczas. Miało to zjednać zespół w tym ciężkim okresie, a symbolizuje to nawet okładka longplaya - czterech muzyków, stanowiących jeden organizm.
Lata 80. wykształciły w brzmieniu Queen nowe pop-rockowe brzmienie, a w niektórych piosenkach nawet zupełnie popowe. Czy The Miracle różni się pod tym względem? I tak i nie. Mamy tu do czynienia z eklektyzmem i połączeniu różnych gatunków. Nie ma tu jednolitego brzmienia, zespół stara się jakby pokazać z każdej strony. Połączone ze sobą Party i Khashoggi's Ship to mocne rockowe granie, choć trzeba przyznać - średnio udane. Niby porywające, melodyjne, a jednak mało oryginalne. Za to o wiele lepiej wypada I Want It All, w którym czuć rockową moc i wszystko jest jak najbardziej na miejscu, Co by nie powiedzieć, jest to również spory hit.
I tak naprawdę na tym kończą się stricte hard rockery. Co nie oznacza, że nie ma już jasnych punktów na krążku. Jak najbardziej są, wystarczy wspomnieć o numerze tytułowym, w którym słychać typowe Queen. Jest eklektyzm, jest interesująco i art rockowo.
Dalej w zasadzie mamy pop, stojący na różnym poziomie. Jestem wielkim fanem takich utworów jak dynamiczne Breakthru, wręcz taneczne The Invisible Man, ze wstępem przywodzącym na myśl nagrania Michaela Jackson i bardzo emocjonujące, nieco elektroniczne Scandal. Ale Rain Must Fall i My Baby Does Me za to kompletnie nie spełnia oczekiwań. To pierwsze to z jednej strony zwykły, średnio interesujący pop z głosem przypominającym George Michaela, a z drugiej próba stworzenia czegoś z latynoskim tchnieniem. Marna próba. My Baby Does Me ma ciekawy klimat, lekkie wpływy R&B, ale szybko staje się nużące.
Album zwieńcza monumentalne Was It All Worth It. Kapitalnie zagrane, fantastycznie zaaranżowane i bardzo przejmujące ukoronowanie albumu i w zasadzie całej kariery zespołu, na co jasno wskazuje tekst. Niesamowite wrażenie robi na mnie ten utwór. Jest moc ciężkich riffów, są typowe dla Queen zmiany tempa i bogactwo dźwięków. Fantastyczne dzieło.
Album The Miracle z pewnością nie należy do najlepszych dokonań Queen. Możnaby się kłócić czy wypada lepiej od A Kind Of Magic, czy też nie (u mnie zależy to od nastroju). Na pewno na krążku The Miracle zespół stara się wrócić do korzeni. Jest tu więcej tematów, więcej klimatów, gatunków. Nie wszystko wyszło idealnie, ale myślę, że warto spojrzeć na to, że to w zasadzie ostatnia płyta Queen, która porusza jeszcze w pełni radosne tematy...
JancioWodnik : Świetna recenzja :)