"Ta płyta nie nadaje się jako podkład dźwiękowy przy myciu okien,
smażeniu jajecznicy ani uprawianiu seksu. Brak na niej wpadających w
ucho melodii, wdzięcznych wokali i nieskomplikowanych tekstów. Co
więcej, pierwsze spotkanie z jej zawartością może okazać się dość
traumatyczne, w szczególności dla osób zanurzonych w popowej
stylistyce" - właśnie w ten sposób miałam zamiar rozpocząć recenzję
debiutanckiego albumu grupy Orange The Juice - "You Name It".
Była to jednak chęć przelotna, spowodowana wpływem pierwszego utworu na płycie, stylistycznego mieszańca, jazzowo-noise'owego pokręceńca - czyli "Facing The Monsters". Zawartość tego krótkiego utworu można określić jako zlepek głośnych, drażniących i wywołujących u słuchacza paralityczne drgawki dźwięków. Utwór godny nazwy "przedsionek piekielny".
Jak wyszło na jaw nieco później (czyli w okolicy pierwszej minuty i dwudziestej pierwszej sekundy odtwarzania płyty) intro nie okazało się wcale wstępem do muzycznego piekła, a jedynie wprawką (humorystyczną?) do dalszej, nieco bardziej uładzonej i ugładzonej zawartości albumu.Orange The Juice nie gra co prawda klasycznego rocka (prezentowany przez zespół styl w dużej mierze przypomina stylistyczne eksperymenty Mike'a Pattona), ale nawet biorąc pod uwagę nasycenie ich twórczości dziwnymi dźwiękami, wybuchami nagłego hałasu i ciągłymi zmianami tempa, to materiał który zespół wysmażył w studio okazuje się wyjątkowo podatny do słuchowego spożycia. Być może jest to efekt konsekwentnego trzymania się przez grupę zabawowej konwencji albumu, lub też wpływ wokalisty, który z dużą wprawą odnajduje się w plątaninie kolejnych motywów i nadaje szalonej zawartości pozór melodycznego ugładzenia i normalności (rozumianej jako zanurzenie w klasycznym rocku czy metalu). Normalność tę odnajduje zresztą słuchacz dzięki łączącym kolejne utwory leitmotivom. Składają się na nie melodyczne fragmenty przywodzące na myśl przedstawienie cyrkowe - gdzie wielość obrazów i wątków łączy się w pasjonujące widowisko. Jak przypuszczam, kluczem do płyty "You Name It" jest pozbawione nadęcia podejście, podjęcie nie do końca poważnej konwencji, zaproponowanej przez zespół, szelmowskie mrugnięcie oka w odpowiedzi na serwowany przez Orange The Juice materiał. Tylko w ten sposób, wolny od powagi i dostojności, można zrozumieć i polubić twórczość "orandżów". W skali od 1-10 z przyjemnością przyznaję płycie 9 punktów. I jeszcze jeden - dodatkowy, za to, ze Orange The Juice pochodzi z Polski.
Tracklista:
01. Facing The Monsters
02. Cradle To The Grave
03. Out Of Place
04. Package Deal
05. Hope (It's Dead)
06. 10,5
07. Project Good Life
08. 10.5 Final
Wydawca: płyta wydana przez zespół (2008)
Wampgirl : Co sądzicie o tej kapeli? Widziałam ich 2 koncerty na żywo. Na scenie to...