Przed zawartością „Hesitation Marks” warto się znieczulić. Alkoholem, narkotykami albo czymś innym znieczulającym. To bardzo dobry materiał. Rzekłbym, że jedno z najważniejszych dzieł sygnowanych nazwą Nine Inch Nails. To materiał, który trzeźwemu umysłowi może wyrządzić krzywdę. Odsłania bowiem te zakamarki nawet najbardziej grzecznej duszy, które na życie pozwalają spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Mrocznej. Niepokojącej. To industrialny rock par excellence w słowach leżących u fundamentu kultury industrialnej, w muzyce ilustrującej jej wszechstronność i organiczność.
Dzieło zawiera czternaście utworów, małych i dużych jeśli weźmiemy pod uwagę czas ich trwania, a więc wszystko w standardzie Nine Inch Nails. W wersji rozszerzonej „Hesitation Marks” zostało wzbogacone o trzy świetne miksy, ale to w każdym razie egzotyka od właściwego sound and message. Dopóki singlowy utwór pt. „Came Back Haunted” nie został sfilmowany przez Davida Lyncha, dopóty można było sądzić, że Trent Reznor nagrywa kolejny solidny album. Jednak epileptyczny lynchowski obraz zdradził, że będziemy mieli do czynienia z dziełem trudniejszym od dotychczasowych nagrań Nine Inch Nails. Muzyka się nie zmieniła. To był wciąż soczysty utwór, a jednocześnie nośny w stylu kilku dobrych numerów tworzących „With Teeth” z 2004 roku. Tekst nie zilustrował pełnego kontekstu nadchodzącego albumu, choć kreacja postsamobójczej tożsamości mogła zaintrygować. Lynch zaintrygował jeszcze bardziej, a Reznor przy wsparciu muzycznych notabli intrygę zawiązał wokół człowieczej egzystencji. Przesłanie „Hesitation Marks” to pytanie o utratę instynktu samozachowawczego w czymś nazwanym kiedyś ludzką naturą.
Motyw przewodni albumu został zogniskowany, tak jak zasygnalizował singiel, wokół samobójstwa. Album jest niebezpieczny, bo inaczej niż swego czasu Herman Hesse nie walczy z instynktem ludzi odbierającymi sobie życie, a stanowi formę ilustracji przyczyn, przebiegu i skutków czynu samobójczego. Abstrakcyjnych (…czyżby?) bohaterów reznorowskiej opowieści poznajemy na chwilę przed ostateczną decyzją albo po jej podjęciu. Często przeżywają. Dlatego mają też możliwość wypowiedzenia się o sobie. Szerokości interpretacyjne zostały wyznaczone na poziomie indywidualnego odbioru. Zresztą Reznor na wstępie albumu stwierdza: Widzisz, nie jestem jedyny. Pokłada wiarę, że rozładowując swój bagaż doświadczeń umożliwi to także swoim słuchaczom, poprzez ich najbardziej intymne ja. Temu służą kolejne utwory zawarte na „Hesitation Marks”. Szokująco wybrzmiały motywy samobójczej śmierci, widzianej drogą rozczarowania, dążenia do wolności, a nawet szaleństwa. Tracąc instynkt samozachowawczy, jako głosi Reznor, nie zawsze tracimy ochotę do życia. Podejmujemy wszak decyzje niezrozumiałe. Dostrzegamy rzeczy, których nigdy nie dostrzeglibyśmy. Czynimy wbrew temu, co normalnie uczynilibyśmy. I tu wcale nie ma dobrej albo złej puenty. To ilustracja. Wpatrując się w nią często dostrzeżemy tam siebie, ewentualnie swój strach.
Kolory tej ilustracji są pełne rozmaitości. Jeśli bowiem z zawartością „Hesitation Marks” będą utożsamiali się Adrian Belew, Pino Palladino, Lindsey Buckingham, Eugene Goreshter lub Alessandro Cortini to nie będzie w tym przypadku. Tak jak w tym, że nad brzmieniem albumu pracowali Atticus Ross i Alan Moulder. Słyszeć zatem wolno różne wymiary industrialnego rocka. Te najbardziej logiczne, ujęte w minimalizmie prologu i epilogu dzieła pod postacią „The Eater Of Dreams” i „Black Noise”. Te niemalże spuszczone ze smyczy, żywe, krwią różnych instrumentów splamione w utworach zatytułowanych „Copy of A”, „Came Back Haunted”, „Everything” i „Disappointed”. Wreszcie te refleksyjne. Jeśli zatem trzeba poruszyć umysłem by się nimi zachwycić to i zarazem trudne. Dotknąć geniuszu w „Find My Way” i „Various Methods Of Escape” gorąco zachęcam. O wyobrażeniach Reznora na temat ewolucji industrialu opowiedzą utwory zatytułowane „All Time Low”, „Satellite”, „Running”, „I Would For You” i „In Two”. To i tak tylko skrót wydarzeń. Rzeczywistość wcale niewyobrażona skrót ten będzie rozwijać przy pomocy znieczulonych umysłów.
By dobrze poznać „Hesitation Marks” trzeba coś temu albumowi oddać. Może nawet podzielić swoją emocjonalność na fragmenty ważne i banalne? Te pierwsze wchłonie Nine Inch Nails. Przedostać się przez to dzieło będzie trudno, bo siła jego oddziaływania jest ogromna. Na „Hesitation Marks” opowiedziano o rzeczach trudnych, choć wcale nie dokonano na nich osądu. Rzeczy trudne zapisano w słowach, ale i muzyce, która przywołuje skojarzenia z czasami najlepszej twórczości zespołu. To również skojarzenia z kulturą industrialną. Jej umiejętnością ucieczki.
------
O przesłaniu: "[...] To ilustracja. Wpatrując się w nią często dostrzeżemy tam siebie, ewentualnie swój strach"
O muzyce: "Dotknąć geniuszu w Find My Way i Various Methods Of Escape gorąco zachęcam. "
Tracklista: The Eater of Dreams, Copy of A, Came Back Haunted, Find My Way, All Time Low, Disappointed, Everything, Satellite, Various Methods of Escape, Running, I Would for You, In Two, While I’m Still Here, Black Noise
Wydawca: Columbia, The Null Corporation