Już sam tytuł siódmego albumu studyjnego Marilyn Mansona wprawił fanów zespołu w konsternację porównywalną do tej towarzyszącej niespodziewanemu powrotowi Twiggy'ego Ramireza do składu. Dla jednych był to świadomie wykorzystany slogan, będący rutynowym potwierdzeniem upadku artysty, który zdając sobie sprawę z twórczego wypalenia desperacko chwyta się formatów z przeszłości. Dla drugich inteligentnym, metaforycznym zestawieniem wyrazów o wykluczającym się wzajemnie znaczeniu, złośliwie kontrastującym z solidnym i zaawansowanym materiałem. Odsłuch płyty "The High End Low" owszem - definitywnie ucina wszelkie spekulacje na temat budzącego wątpliwości znaczenia winiety tytułowej, tematyki i formy, ale koniec końców pozostawia u słuchacza ambiwalentny stosunek do jej muzycznej zawartości.
Od strony tekstowej płyty mamy tu do czynienia z pewną auto-analizą i syntezą dotychczasowej twórczości Marilyn Mansona. Połączeniem wszystkich treści i podmiotów wcześniejszych utworów i wydawnictw w jedną całość - album esencjonalny, kumulujący w sobie wszelkie formy ekspresji i psychicznej (r)ewolucji Mansona, artysty rozwojowego i wyrafinowanego, który zwraca uwagę początkowo prostymi formami prowokacji, aby z każdym następnym sięgać po formuły bardziej złożone. Potwierdzeniem poglądu są proste w przekazie kompozycje z czytelnymi metodami prowokacji (utwór "We're From America" - "We're From America, Where Jesus Was Born"), jak i teksty z licznymi alegoriami, ironią, aforyzmami i grami słownymi, których znaczenie znane jest chyba tylko samemu Mansonowi. Kolejnym istotnym aspektem krążka, nadającym "fabule" i tekstom utworów wartkiej akcji i dramatyzmu, jest nieustanna i wymowna gra na emocjach, obrazująca niestabilną i niepoczytalną psychikę Mansona, artysty świadomego zbliżającego się kresu, biorącego na siebie wszelkie konsekwencje za nie do końca przemyślane decyzje - swoje i innych (vide: utwór "Arma-God-Damn-Mother-Fuckin-Geddon" - "I'm Taking Credit For The Death Roll"/biorę odpowiedzialność za liczbę śmiertelnych ofiar"). Muzycznie, teoria nieustannego poszukiwania i rozwoju z płyt poprzednich upada, co jest niestety najpoważniejszym mankamentem tego wydawnictwa naginającym wspomnianą wyżej wartość tekstową do niższego poziomu i roli drugoplanowej. "The High End Of Low" jest albumem sygnalizującym finisz eksploracji rockowego terytorium, zlepkiem muzycznych pasji, transformacji i metamorfoz Marilyn Mansona, który tendencyjnie łączy różne elementy formalne i treściowe zapożyczone z wcześniejszych "epok" i płyt w jedną niespójną brzmieniowo całość, co niestety nie prowadzi do nowej syntezy artystycznej.
15-częściową ceremonię, dodam w naprawdę przyzwoity sposób, otwiera "Devour" - utwór porażający głównie zwartą konstrukcją i harmonią wokalnie skamlającego (i bardzo wiarygodnego) Mansona z elastycznie współgrającym i rozwojowym muzycznym tłem, osiągającym tu niemal mistrzowską post-hardcore'ową oprawę. Uwagę zwraca również brzmieniowo zrewitalizowany i mainstreamowy "Leave A Scar" skrupulatnie prowadzony pod dyktando chwytliwego gitarowego riffu. Dalej jesteśmy wiedzeni, niestety, przez ciąg aranżacyjnych analogii i brzmieniowych aluzji z płyt poprzednich, które nie otrzymują tu należytej formy i polifonicznego tła mocno wpisanego w tradycję nagrań zespołu. Główny kompozytor materiału - Ramirez ogranicza się jedynie do poprawnego odgrywania utworów, które odarte zostały z unikalnego klimatu (gdzie podziały się precyzyjnie dramatyczne "tyły" klawiszowe), wyczucia i rozmachu.
Krótkim, "antichristowym" epizodem na płycie jest "Pretty As A Swastika" oraz "Wight Spider" - kompozycje o potężnym brzmieniowym metrażu, zwartą sekcją rytmiczną oraz rozcieńczonym industrialnym tłem, nadającym obu kompozycjom agresywną i uzależniającą, lekko "halucynogenną" formę. Nieco banalna i rozlazła, ale dojmująco szczera acoustic-ballada ze zredukowanym do minimum instrumentarium "Running To The Edge Of The World" - sterowana jest w podobny sposób, co utwór "In The Shadow Of The Valley Of Death" (z płyty "Holy Wood" z 2000 roku), gdzie koniec końców nie doczekujemy się punktu kulminacyjnego, ale w zamian otrzymujemy szarżująco emocjonalne akordy i garść poetyckich metafor. Natomiast "Into The Fire" - rozbudowana w swej strukturze ponura ballada (w tym przypadku ukłon w stronę klasycznych rockowych hymnów, jakie tylko połowicznie udało się nagrać podczas sesji "Eat Me, Drink Me") zobojętnia słuchacza głównie potęgującymi wrażenie bezsilności (twórczej?) zniekształconym pianinem i etiudowym, klasycznym riffem.
Do ociekającego blichtrem i błyskotkami glam rockowego wcielenia Mansona powracamy z pomocą "Blank And White" - kompozycji z trudnym do ogarnięcia przepychem aranżacyjnym i instrumentarium oraz "Wow" seksownie uzależniającym i odurzającym kawałkiem nasyconym samczą emfazą, pojękiwaniami i brudnym, industrialnym tłem leniwie pląsającym za kakofonicznym klawiszowym łoskotem. Ewenementem albumu (wcale nie podciągającym zbytnio jego jakości) są aż dwa nagrania utrzymane w oprawie retro bluegrassowej i country - "Four Rusted Horses" i "I Have To Look Up Just To See Hell" (akordy prowadzone pod "I Put A Spell On You"), epicki i przekombinowany "I Want To Kill You Like They Do In The Movies" (przez Mansona porównywany z wielowarstwowym i dusznym "Para-Noir" z krążka "The Golden Age Of Grotesque") oraz powrót do nośnych kawałków pretendujących do miana teenage-hymnów na miarę "The Beautiful People" czy "Rock Is Dead" - "Arma-Goddamn-Motherfuckin-Geddon" (celowo "upotoczniony" tekst jako bomba wycelowana w ugrzecznione i poprawne politycznie środki masowego przekazu) i "We're From America" (bezceremonialne obejście się z neokonserwatystami i świętymi symbolami Amerykanów).
To, co miało okazać się najwłaściwszym rozwiązaniem dla tej płyty, szansą na podtrzymanie monopolu Marilyn Manson, paradoksalnie okazało się jej przekleństwem. Rozmiarów przemycanej pod płaszczykiem post-modernizmu wszechobecnej wtórności i powtarzalności treści, braku indywidualnego charakteru i zataczania koła na swój sposób nie zmniejszy nawet solidna tekstowa synteza oraz postępujące bez zarzutu wykonanie pierwszorzędnych motywów z poprzednich wydawnictw na których ugruntowany jest ten album. Tego typu płyty poddają w wątpliwość nie tylko jakość, ale i sens dalszej działalności Marilyn Manson.
Tracklista:
01. Devour
02. Pretty As A Swastika
03. Leave A Scar
04. Four Rusted Horses
05. Arma-Goddamn-Motherfuckin-Geddon
06. Blank And White
07. Running To The Edge Of The World
08. I Want To Kill You Like They Do In The Movies
09. WOW
10. Wight Spider
11. Unkillable Monster
12. We're From America
13. I Have To Look Up Just To See Hell
14. Into The Fire
15. 15
Wydawca: Interscope Records (2009)
murderbydolly : ten High end of LOW jest naprawdę LOW...ciągłe jęki i zawodzenia +...