Już pierwsza płyta Kreator zrobiła furorę i sprawiła, że zespół stał się znany na całym świecie i mógł koncertować ze swoimi idolami, co parę miesięcy wcześniej im się nawet nie śniło. Dlatego nie zasypywali gruszek w popiele i szybko poszli za ciosem, najpierw serwując EPkę „Flag Of Hate”, a jeszcze w tym samym 1986 roku, wydając drugi album. O ile „Endless Pain” to było rodzące się i jeszcze trochę raczkujące zło, to „Pleasure To Kill” to już jest pełna agresja na znacznie wyższym poziomie.
Wszystko jest tu lepsze. Muzyka wyzbyła się pierwotnego prymitywizmu i stała się bardziej dojrzała. Brzmienie jest bogatsze i pełniejsze, a utwory bardziej dopracowane. Ale to co najbardziej wyróżnia „Pleasure To Kill” to potworna wściekłość. Riffy i wokale są niesamowicie ostre i jadowite, a wszystkie numery spadają na słuchacza niczym jakaś chmara demonów, zgodnie z tekstami, napadających i rozpruwających wszystko co napotkają na drodze.
Poza samą siłą uderzeniową „Pleasure To Kill” imponuje świetną konstrukcją utworów. Właściwie wszystkie czymś się wyróżniają, mają charakterystyczne i często nawet melodyjne refreny i są bardzo przebojowe. W dodatku znajduje się w nich miejsce na grę, szaleństwo gitar i moc perkusji. Kreator serwuje sztukę doskonałą instrumentalnie i kompozycyjnie. Atakuje bezkompromisowo, sieje spustoszenie i nie pozostawia wątpliwości kto tu kurwa rządzi.
Pośród wszystkich fantastycznych kawałków na „Pleasure To Kill” utarło się, że tym największym i najwspanialszym jest ten tytułowy. Nie mogę się z tym nie zgodzić. Nie ma wątpliwości, że jest to hymn thrash metalu i jeden z największych szlagierów w metalu w ogóle: „My only aim is to take many lives, the more the better I feel.” To po prostu rozpierdala i z tym nie ma co dyskutować. Nie chcę nic odejmować innym utworom, które naprawdę wszystkie są zajebiste, ale co mistrz to mistrz.
Oczywiście patrząc z dzisiejszej perspektywy łatwo można dostrzec pewne braki i to, że do ideału trochę brakuje. To nie jest jeszcze ten poziom produkcji co w następnych latach. Brzmienie, mimo, że jest lepsze, to jeszcze nie idealne i słychać tu pewną dozę nieokrzesania. Kto by jednak myślał o tym w momencie wydania. Ta płyta była czymś absolutnie wyjątkowym i zabójczym i przez ten pryzmat trzeba o niej myśleć. Kreator pokazał światu jak się napierdala thrash metal, stając się prawdziwym liderem gatunku. Zresztą, jak dla mnie, pozostaje nim do dziś. „Pleasure to Kill”!
Tracklista:
1. Choir Of The Damned
2. Ripping Corpse
3. Death Is Your Saviour
4. Pleasure To Kill
5. Riot Of Violence
6. The Pestilence
7. Carrion
8. Command Of The Blade
9. Under The Guillotine
Wydawca: Noise Records (1986)
Ocena szkolna: 5+
jedras666 : Płyta, przez którą znienawidziłem całego Kreatora. Zwykły napi...
rob1708 : KLasyk !!!
leprosy : Wybitnie jadowity materiał, znam i cenię niezmiennie od lat!