Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Judas Priest - Nostradamus

Nigdy nie byłem fanem twórczości Judas Priest ani głosu Roba Halforda. Jedynym wydawnictwem, które odebrałem pozytywnie był wydany w 1990 roku "Painkiller". Oczywiście więc nie miałem większych oczekiwań wobec kolejnej płyty zespołu i nawet sam fakt, że miał to być album konceptualny nie zmieniał mojego nastawienia. Jednak wyjątkowo pochlebne opinie krytyki jak i znajomych, którzy na co dzień słuchają innej muzyki skłoniły mnie do tego, aby się przekonać czy 16 płyta formacji to zjadanie ogona czy też dzieło wartościowe, oferujące ciekawą muzykę.
Po zapoznaniu się z tymi ponad 100 minutami mogę śmiało powiedzieć, że będzie to jedna z najważniejszych płyt tego roku. Zaskoczeniem jest sam fakt, że płyta jest relatywnie wolna i z typowym heavy metalem ma niewiele wspólnego. "Nostradamus" to raczej dzieło stylizowane na rock-operę, ale zakres wykorzystania instrumentów wskazuje na minimalizm, co paradoksalnie wychodzi na plus. Rzeczywiście nie może tu być mowy o jakimkolwiek przepychu muzycznym. Zaskakuje dość obszerne wykorzystanie klawiszy dodających patosu, ale na dobrą sprawę żaden z instrumentów nie osacza słuchacza. Powiedziałbym nawet, że sekcja ma tutaj mniej do powiedzenia, że za rytmikę odpowiadają partie symfoniczne, orkiestralne czy nawet chóralne. Cieszy natomiast fakt, że muzycy nie zapomnieli, że mają gitary i dostaliśmy sporo naprawdę dobrych i technicznych solówek. Najmilszą niespodzianką jest jednak dla mnie osoba wokalisty - Halford o wiele częściej śpiewa niską barwą, nie wkraczając w falset i nie kalając słuchacza wysokimi tonami. Efekt jest taki, że jego wokal na tle dopieszczonej produkcji brzmi donośle i dźwięcznie. Poza tym patrząc na kolejne utwory nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pomimo wolnego tempa, to płyta nabiera rozmachu i dramaturgii.

A teraz kilka słów o tym co może się niepodobać. "Nostradamus" na pewno rozczaruje tych, którzy oczekują soczystego, dynamicznego heavy metalu - niestety tutaj tego jest mało, a płyta ma bardziej epicki charakter. Zdecydowanie lepiej byłoby także, gdyby album był krótszy o dobre pół godziny, gdyż rzeczywiście są momenty, gdy robi się nudno. Rozczarowani będą także Ci, którzy szukają tu wysmakowanych partii symfonicznych czy chóralnych - niestety jak wspomniałem wcześniej - pod tym względem muzycy postanowili na minimalizm i użyli tych środków w rozsądnej ilości, tak aby osiągnąć zamierzony efekt.

"Nostradamus" to intrygujące dzieło i wydaje mi się przemyślane. W sumie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony efektem całościowym, gdyż rozpatrując poszczególne elementy nie wygląda ta płyta do końca różowo. Okazuje się jednak, że jeśli ma się koncepcję to z niczego mozna zrobić coś naprawę dobrego. Jest to może płyta, która może rozczarować miłośników klasycznego, heavymetalowego wcielenia zepsołu, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że jest to najambitniejsze dzieło zespołu i - trzeba zaznaczyć - dzieło udane. Nie sądze aby był to kandydat na płytę roku, ale na pewno warto poznać nowe oblicze zegendy heavy metalu.

Tracklista:

01. Dawn Of Creation
02. Prophecy
03. Awakening
04. Revelations
05. The Four Horsemen
06. War
07. Sands Of Time
08. Pestilence And Plague
09. Death
10. Peace
11. Conquest
12. Lost Love
13. Persecution
14. Solitude
15. Exiled
16. Alone
17. Shadows In The Flame
18. Visions
19. Hope
20. New Beginnings
21. Calm Before The Storm
22. Nostradamus
23. Future Of Mankind

Wydawca: Sony BMG (2008)
Komentarze
Harlequin : I tak wole "Painkillera" :D
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły