Cztery lata, które minęły od „Jugulator”, pozwoliły Timowi Owensowi umocnić się w Judas Priest i osiąść na dobre w zespole, tym bardziej, że w międzyczasie był jeszcze udany album koncertowy „Meltdown”. Druga płyta z jego udziałem „Demolition” ukazała się w roku 2001 i jest potężnym kawałem metalowego rzemiosła, które jednak chyba nigdy nie zostało w odpowiedni sposób docenione.
Oczywiście w każdym, nawet najlepszym, zespole można doszukiwać się tej najsłabszej płyty i „Demolition” jest pod tym względem częstym wyborem fanów. Trudno z tym dyskutować, choć słuchając jej uważnie ciężko też nie odkryć drzemiących w niej atutów. Wprawdzie nie ma tu żadnych przebojów na miarę takiego zespołu jak Judas Priest, a momentami pojawiają się nawet dłużyzny, ale całościowo uważam, że jest to dobra i wartościowa muzyka, a i jaśniejszych punktów tu nie brakuje.
Na pewno zaliczają się do nich „One On One” oraz, wręcz rozpływający się w refrenie, „Metal Messiah” i myślę, że to tu właśnie jest najbardziej hitowo, choć, jak wszystko na tej płycie, są to rozbudowane i pełne różności utwory. Judas Priest gra bowiem bardzo dojrzale, można powiedzieć, że poważnie i buduje swoje kawałki z wielu, czasem odmiennych od siebie, składowych. Sporo jest więc powolnych walców jak, świetnie zaśpiewany i z wyczuwalnymi southernowymi elementami, „Hell Is Home”, zamulony i ociężały gitarowo „Devil Digger”, czy rozjechany i wprowadzający nieco psychodeli „In Between”, ale takie gnuśniejsze fragmenty pojawiają się i w innych numerach. Wystarczy posłuchać początkowego basu w „Subterfuge” i całego tego słoniowatego numeru, żeby przekonać się, że sporo tu wkradło się tego południowego klimatu. Właściwie to rzekłbym nawet, że cała płyta jest wolna i ciężka z żywotnymi przebłyskami.
Poczęstowano też balladami. „Close To You”, raczej jest do przejścia, a śpiew Owensa jest w niej na tyle przejmujący i melodyjny, że potrafił zrobić z niej całkiem niezły punkt programu. O wiele gorzej jest z „Lost And Found”, gdyż tam sporo przekroczono już dopuszczalny dla mnie poziom rzewności. Wspominałem już, że na płycie są dłużyzny i jeżeli gdzieś je spotkać to na pewno właśnie tutaj, jak i w następnym „Cyberface”. Przynudzili tu panowie i myślę nawet, że bez tych dwóch kawałków, całość wypadałaby lepiej.
A sam Tim Owens, moim zdaniem, spisuje się wyśmienicie. Głos ma mocny, zachrypnięty i bardzo pasujący do tej ołowianej konwencji, a oprócz tego potrafi się sprężyć i wyciągnąć także i te żywiołowe oraz górnolotne wokalizy. Przechodzenie z dudniących głębin na wyżyny i z powrotem, nie stanowi dla niego żadnego problemu i często to wykorzystuje, podkreślając różne frazy i uwypuklając odpowiednie fragmenty. Znakomity jest w „Feed On Me”, gdzie brzmi jak Tony Martin w Black Sabbath, dobrze wypada zresztą we wszystkich utworach.
Jak już wspomniałem „Demolition” nie jest zbiorem szlagierów. Po pobieżnym zapoznaniu się z materiałem można go cisnąć w kąt i stwierdzić, że do pięt innym nie dorasta. Polecałbym jednak poświęcić mu większą uwagę i odkryć ogromny potencjał jaki ma ta długa i pełna doskonałej muzyki płyta.
Tracklista:
01. Machine Man
02. One On One
03. Hell Is Home
04. Jekyll And Hyde
05. Close To You
06. Devil Digger
07. Bloodsuckers
08. In Between
09. Feed On Me
10. Subterfuge
11. Lost And Found
12. Cyberface
13. Metal Messiah
Wydawca: Steamhammer (2001)
Ocena szkolna: 5-