Nie od razu przekonałem się do „Omnio”. Druga płyta In The Woods… jest dziełem tak głębokim, tak odkrywczym, że powierzchowne przesłuchania mogą nie wywrzeć odpowiedniego efektu, a nawet wywołać znudzenie. W „Omnio” trzeba wejść, trzeba się w nim zatracić. Dopiero wtedy staje przed nami daleki, czarodziejski świat. Świat, w którym odnajdujemy prawdziwe muzyczne piękno i nieskończenie przestrzenną harmonię.
Black metalu tu nie znajdziemy ani odrobinę. Wszystko jest bardziej post rockowe, choć In The Woods… z gitar nie zrezygnował i sporo tu wkręcających, instrumentalnych pasaży. Lubię te momenty, bo zazwyczaj są efektem zrywu, podkręcenia tempa i rozdmuchania atmosfery. Robi się wtedy ostrzej, ale bardzo melodyjnie, a głowa sama składa się do miarowych podrygiwań. Zazwyczaj jednak jest spokojnie. Dominuje delikatność, powolność i dążenie do krystalicznej czystości. Wiodącą rolę odgrywają w tym wokale. Głównie jest to charakterystycznie płaczliwy męski śpiew, ale są też dwa głosy kobiece. Czysty i sopran, który, moim zdaniem, jest raczej przesadzony do zbyt dużych pisków.
In The Woods… się nie spieszy. Utwory są bardzo długie i rozbudowane, a ich akcja rozkręca się stopniowo. Z czasem okazuje się jednak, że te mozolne pieśni mają w sobie czar i urok, który, pozwala delektować się nimi przez cały czas i dodatkowo wznosić podczas momentów kulminacyjnych.
Ostatnie trzy numery są trylogią składającą się z dwóch głównych części i przedzielającego je kawałka instrumentalnego. Wyróżniają je smyczkowe dodatki, ale ja nie oddzielałbym tego od reszty płyty. „Omnio” jest jedną wielką, bezdenną studnią akustycznych wizji i fonicznych uniesień. Jest bezkresem wdzięku, smutku i ukojenia. Warto się zapoznać z tą płytą, warto ją przeżyć. Emocje gwarantowane.
Tracklista:
1. 299 796 km/s
2. I Am Your Flesh
3. Kairos!
4. Weeping Willow
5. Omnio? - Pre
6. Omnio? - Bardo
7. Omnio? - Post
Wydawca: Misanthropy Records (1997)
Ocena szkolna: 5