Hungry Daze to włoski zespół hard rockowy, w którego składzie znajduje się Roberto Tiranti z Labyrinth. Wprawdzie tutaj tylko na dodatkowych wokalach, gdyż etatowym śpiewakiem jest, założyciel zespołu, Roby Bruccoleri, ale za to też na basie. W odróżnieniu od progresywnego Labyrinth, Hungry Daze jest zespołem mocno osadzonym w starych czasach i grającym muzykę przywołującą pamięć lat osiemdziesiątych. W tym właśnie klimacie utrzymany jest ich debiutancki album „Back To My Future”.
Płyta jest więc zbiorem nieco nostalgicznych piosenek opartych na metalicznych gitarowych riffach i serwujących zasób solówek. Granie nie jest zbyt ostre i wszystko raczej obraca się w stonowanych rytmach. Tej iskry zapalnej nie jest zbyt wiele, choć wsłuchując się w grę gitar z pewnością można poczuć rock and rolla, tylko takiego bardziej swobodnego, niż wyśrubowanego ostrością i intensywnością. Nie jest to jednak jakaś wada. Po prostu taka stylistyka. O wiele trudniej mi było przyzwyczaić się do wokali. Roby wprawdzie śpiewa ładnie, ale może, jak dla mnie, właśnie za ładnie. Wspomniałem, że piosenki są nostalgiczne i to właśnie wynika z rozwiązłości tego śpiewu, który między innymi chce zbudować rockowy raj. Wydaje mi się to trochę infantylne i o takiej ciapowatej wymowie, choć przyznam, że im dalej, tym te kawałki zaczęły mi się coraz bardziej podobać. Mimo pierwszego, zbyt słodkiego, wrażenia okazało się, że i ten „Rock Paradise” i „Tonight Is The Night” i przede wszystkim najlepszy, moim zdaniem, „Wolf’s Den” to niczego sobie numery, które potrafią zostać i pokołatać się po głowie.
Osobnym zjawiskiem jest „Now You Can Play”, bo tutaj cofamy się jeszcze ze dwie dekady do jakiegoś gospel bluesa na amiszowej farmie w Pensylwanii: „Now you can play without worries finally! Free from bad notice…” Przestraszyłem się tego na początku szczerze mówiąc, choć i ten utwór ostatecznie nie okazał się wcale taki straszny jak się wydawało.
Do takiej otoczki nie bardzo się ma ostrzejszy gitarowo „Life On Two Weels”, gdzie właśnie wyraźnie czuć, że wokal ze swoją wrodzoną miałkością nie nadąża za motocyklowym kursem kawałka. Nie jest to jedyny przedstawiciel jednośladowego rocka, bo mamy tu jeszcze, wyróżniający się żywiołowością cover Saxon „Motorcycle Man”.
Nie jestem w pełni zadowolony z tej płyty. Roby wyciąga swoje kwestie i śpiewa melodyjnie, ale nie zawsze kompozycyjność utworów pozwala na jakieś większe emocje. Moje końcowe wrażenie jest jednak znacznie lepsze niż na początku, co oznacza, że muzyka potrafi się obronić, tylko trzeba dać jej szansę. Dla fanów lżejszych i bardziej melodyjnych odmian hard ‘n’ heavy może to być bardzo przyjemna pozycja.
Tracklista:
1. The Right Way
2. Kiss of Life
3. Rock Paradise
4. Back to my Future
5. Life on Two Wheels
6. Now You Can Play
7. Tonight is The Night
8. Motorcycle Man
9. Wolf’s Den
Wydawca: Diamonds Prod. (2020)
Ocena szkolna: 4