Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Evergrey - Torn

Choć Evergrey wojuje na progmetalowej scenie już od 13 lat, to do tej pory dane mi było usłyszeć zaledwie kilka utworów tej formacji. Pomimo, że Szwedzi uznawani są za jednego z czołowych reprezentantów gatunku, to - sugerując się tym co słyszałem - nie przekonali mnie do swojej muzyki. We wrześniu tego roku swiatło dzienne ujrzał siódmy, studyjny album zespołu, zatytułowany "Torn" i pierwszy album Evergrey jaki miałem okazję poznać w całości.
Patrząc na obecny trend w progmetalu podszedłem do "Torn" dość obojętnie - w takiej tonacji rozpocząłem odsłuch, zaś zakończyłem go w nieco gorszym nastroju. Nie wiem jak wyglądały poprzednie albumy, ale podstawowym problemem tego wydawnictwa jest kompletny brak kreatywności. Przesłuchałem go kilka razy i na dobrą sprawę żaden riff nie utkwił mi w pamięci. Partie gitar są bardzo rozmyte i przypominają bezsensowne skakanie po gryfie przeplatane raz po raz nowoczesnymi jednostajnie wystukiwanymi riffami.

Brzmienie jest kolejnym problemem tej płyty. Gitary brzmią bardzo nowocześnie i masywnie, lecz niestety przyćmiewają perkusję, która przebija się z tła. Brzmi ona dość płasko i wskutek tego rytm utworów jest zatracany po drodze. Słabo słychać także solówki, które giną w zalewie ciężkich gitar. Aby doleć oliwy do ognia trzeba podkreślić, że prawie wszystkie kawałki oparte są na tym samym schemacie zwrotka-refren-zwrotka-refren-solo-refren. Każdy numer trwa od 4 do 5 minut i każdy z nich powiela te same błędy. Melodie są generalnie mdłe, a i warstwa instrumentalna jest dość zachowawcza jak na formację progmetalową.

Żeby jednak nie było, że ten album jest zły, napiszę kilka słów o jego atutach. Zdecydowanie najlepszym punktem albumu są wokale Tomasa Englunda. Koleś tylko potwierdza to, że jest jednym z najlepszych gardłowych w gatunku, operując barwą z pogranicza Jorna Landa i Tony Martina (Black Sabbath). Zdecydowanie najlepiej wypada on w wolniejszych partiach, gdzie przemyca jakieś wokalne ozdobniki. Z tego względu za najlepszy uważam utwór "Fail", który jako jedyny w  pełni mi się podoba. Mocnymi punktami są także solówki gitarowe w "Numb" oraz "Still Walk Alone" jak i damsko-męski duet wokalny w "These Scars", który to jest drugim dobrym utworem na tym krążku.

Te wszystkie plusy to jednak zdecydowanie za mało, aby powiedzieć o tym albumie, że jest dobry. Osobiście czuję się rozczarowany tym wydawnictwem - nie podoba mi się brzmienie, rozczarowała mnie konstrukcja utworów, rozczarowała mnie warstwa instrumentalna. To chyba mówi już samo za siebie.

Tracklista:

01. Broken Wings
02. Soaked
03. Fear
04. When Kingdoms Fall
05. In Confidence
06. Fail
07. Numb
08. Torn
09. Nothing Is Erased
10. Still Walk Alone
11. These Scars

Wydawca: SPV/Steamhammer (2008)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły