Pomimo przeogromnej sympatii dla Dream Theater już na wstępie muszę ostrzec - nie kupujcie tej płyty, bo sprawicie sobie spory zawód! Dream Theater udowodnił co prawda, że jest w stanie nagrać porywający koncertowy cover-album (czytaj - "The Number Of The Beast" i "The Dark Side Of The Moon"), jednak w przypadku "Master Of Puppets" zespół poniósł całkowitą klapę. Na klapę ową złożyło się kilka czynników, wśród których na pierwsze miejsce wysuwa się ... niedyspozycja wokalna Jamesa La Brie!
Koncert zaczyna się dość obiecująco - zebrany pod sceną tłum entuzjastycznie wita muzyków i oto w powietrze płyną pierwsze dźwięki - "Battery". Ale zaraz, zaraz - czy to na pewno ten sam utwór, który znamy z płyty "Master Of Puppets"? - oj, chyba nie! La Brie śpiewa beznamiętnie, gdzieś zapodział wykop oryginału! Pozostali muzycy co prawda wykonują swoje partie z godną podziwu, chirurgiczną niemal precyzją, ale duch utworu uleciał bezpowrotnie. Sytuację ratują ... fani - których skandowanie dodaje nieco życia tej pozbawionej żywiołowości karykaturze "Battery".Myślę sobie - pierwsze koty za płoty, Dream Theater za chwilę się rozkręci i błyśnie pięknym wykonaniem kolejnych numerów - płonne to nadzieje! Utwór "Master Of Puppets" daje poczuć jak bardzo brakuje na scenie Jamesa Hetfielda! James la Brie po prostu nie umie nadać kompozycji odpowiedniej ostrości i ciężaru. Nie pomaga kurczowe trzymanie się oryginału - facet po prostu ma za słaby na metallikowe standardy głos. Sytuacja powoli staje się tragiczna – wyraźnie słychać jak La Brie się męczy, próbując wydusić z siebie dźwięki, którym nie daje rady ...
Czy mamy na sali masochistów? - O, jest jeden! - Proszę Pana! - "The Thing That Should Not Be" w wykonania Dream Theater to coś dla Pana!
- Że co proszę? - za słaba to dla Pana katusza - Pan jest wybitnie zdegenerowanym masochistą - nie rozkłada pana na łopatki nawet przeuroczy fałsz La Brie w piątej minucie czterdziestej drugiej sekundzie? - Proszę Pana!, dla nas to żaden problem - zaraz znajdziemy Panu coś takiego, od czego z masochistycznego szczęścia gaciorki Panu spadną.
- O proszę - "Welcome Home Sanitarium" - i co Pan na ten temat myśli? Czy to kompozycja dość hardkorowa dla Pana wymagań?
- Co proszę? Wyłączyć? No przecież sam Pan prosił o coś, co Pana sponiewiera i na glebę rzuci! Już Pan nie chce? O nie, mój drogi - chciałeś to milcz i słuchaj! I przestań rwać włosy z głowy - łysiny ostatnio wychodzą z mody!
- Proszę wstać z klęczek! Po raz ostatni powtarzam - proszę wstać z klęczek!, bo podkręcę maksymalnie głośność - i będzie Pan musiał słuchać "Disposable Heroes" w takim natężeniu dźwięku, jakiego Pan jeszcze nie zna!
- Litości? Żadnej litości nie będzie - Dream Theater nie miał litości, kiedy nagrywał ten album! Proszę słuchać i cierpieć - zresztą przed nami już tylko trzy numery - "Lepper Messiah", "Orion" i "Damage Inc.".
- Co Pan tam pod nosem burczy? - Seppuku Pan chce popełnić? A czym, pytam, Pan je popełni? Patykiem się Pan przebije? Zresztą tu nie ma patyków! Może sobie Pan co najwyżej żyły przegryźć!
- Na boga, człowieku! Z tymi żyłami to tylko żart był! - no uspokój się - przecież płyta już się skończyła! No już dobrze, dobrze - obiecuję, że już ci więcej tego nie włączę - słowo harcerza!
- A tak z ciekawości - Bardzo bolało?
Kończąc recenzję wypadałoby przyznać płycie jakieś punkty – no więc przyznaję - 3 punkty na 10. Więcej sumienie mi dać nie pozwala, mniej też - bo w końcu sam pomysł nagrania takiego albumu jednak niezły jest.
Reasumując - wszyscy fani Metallicy i Dream Theater powinni się trzymać od tego wydawnictwa jak najdalej - po co psuć sobie nerwy?
Stary_Zgred : Bo ta recenzja właśnie ostrzeżeniem miała być - czasami człowie...
eIcILipse : Drogi Stary Zgredzie , przemówiłeś do mnie... Lubię Dreamów , naw...