"Oniriad" wydany w 2003 roku, to niezwykły album w dorobku grupy
Darzamat. Nie dość, że przyczynił się do rewolucji w szeregach zespołu
(zmienili się gitarzysta oraz perkusista; wkrótce po ukazaniu się tej
płyty odeszła również wokalistka), to jest ona zupełnie nietypowym
brzmieniem w dorobku Darzamatu - nie przypomina ani pierwszych dwóch
płyt z Kate ani najnowszych z wokalem Nery. Eksperymentalne posunięcia
w kompozycjach były przedmiotem sporu pomiędzy założycielami grupy:
Flaurosem i Simonem. Oczywiście, w fanach również budzi sprzeczne
uczucia.
Na "Oniriad" składa się 9 zupełnie zaskakujących utworów. Pomiędzy elementy tradycyjnego symfonicznego metalu wplotły się o wiele subtelniejsze dźwięki. Ale po kolei...Całość rozpoczyna nastrojowe zarówno muzycznie, jak i lirycznie, "Into The Abyss Of Forgotten Woods", wskazujące już na to, że na płycie żeński i męski głos mają równe znaczenie. Jak dla mnie stanowczo zachęca do przesłuchania całości. Być może dla fanów Nery (obecnej wokalistki) jest to trudny orzech do zgryzienia, gdyż warsztat wokalny Kate w porównaniu daje wiele do życzenia (zwłaszcza akcent; zresztą nie najlepiej pod tym względem wypadł sam Flauros).
"The Longest Journey" ma większy pazur, metal daje się bardziej we znaki. Jest to opowieść o wędrówce do własnego, mrocznego "ja" ("where the darkness fascinates"). W gruncie rzeczy dość kiczowata, jeśli chodzi o tekst.
Trzeci utwór na płycie, "Nameless" to sentymentalna ballada, gdzie moim zdaniem nieudolny męski wokal popsuł refren.
Pierwszy znak, że "Oniriad" to nie jest tradycyjna płyta, pojawia się głośno i wyraźnie w utworze "Beauty". Jest to zmysłowy utwór o... seksie, na dodatek zachowany w dość dziwnej konwencji, nawiązującej w wokalistyce do jazzu. Kompozycję utworu jeszcze trudniej jest sklasyfikować. Wielu zachwyca, ale nie przekona ortodoksyjnych fanów metalu. Ten kobiecy utwór jak najbardziej do mnie przemawia i uważam go za jeden z najważniejszych plusów całego "Oniriad". Poniekąd żałuję, że w tym eksperymencie twórcy nie poszli dalej i nie próbowali skomponować więcej tego typu utworów.
Piąty na liście jest utwór "Time", zawierający delikatne elektroniczne elementy, a także gitarową moc. Wpada w ucho. Na dodatek jest bardzo łagodny i miejscami przywodzi mi na myśl grupy określane jako "electro-medieval".
"Moon Has Imprisoned Me In Her Shine" to powrót do motywu z "The Longest Journey". Jest przyzwoity, jeśli chodzi o ostre gitary. Pod koniec wokale zaczynają nakładać się na siebie, powoli wpadając we wrzaski. Właśnie dlatego potrafi zauroczyć niepokojącym, pełnym fantazji brzmieniem.
Siódmy kawałek z "Oniriad", "When The Dreams Died" jest zachowany w podobnej konwencji nastrojowej, podsycanej niespokojnymi dźwiękami eksperymentalnymi. W pewnym momencie gitary zahaczają nieomal o rock progresywny z lat 80.
Przedostatnia pozycja z tego albumu, "Elegy", to przepiękny na wskroś gotycki, tradycyjny utwór. Żadnego hałasu, tylko umiarkowana instrumentalizacja - i to w połączeniu z pięknie wymierzonymi wokalami. Kompozycja przywodzi na myśl średniowieczne ballady, zaś wokale Kate niewątpliwie nawiązują do przeminionych epok. Utwór jest sporym zaskoczeniem. To przepiękna miłosna ballada, która powinna przekonać każdego fana neośredniowiecznych brzmień i podobnych.
"Oniriad" zamyka utwór "Soporific" o niezwykle krótkim tekście: "Dream through eternity. Let it be the eternal journey without the end". Podsumowuje on ogólną konwencję płyty - podróż w głąb siebie, w głąb swoich uczuć przewija się nieomal we wszystkich utworach bardziej lub mniej dosłownie. "Soporific" jest niezwykle atmosferyczny, muzyka ta jest wręcz mistyczna, zahacza o bardzo dziwny darkwave, można by nawet pokusić się o określenie "ethereal". Stanowi świetne zakończenie całej kompozycji.
Dla dopełnienia, warto wspomnieć o okładce "Oniriad". Przedstawia ona krzywe, tajemnicze drzwi, za którymi czekają kolejne. Ponadto pojawiają się równie niepokojące elementy (fragment jakiegoś tekstu odręcznie pisanego oraz niełatwe do identyfikacje plamy, które mi przywodzą na myśl duchy). Wygląda jak senna wizja i świetnie współgra z tajemniczym tytułem płyty - słowo "Oniriad" nie istnieje de facto w żadnym słowniku polszczyzny, ale nie trudno dojść do skojarzenia z "oniryzmem" (konstruowaniem rzeczywistości na wzór wizji ze snów, czym to zajmował się na przykład Lovecraft), toteż - według mnie - trafną interpretacją będzie uznanie Oniriadu za krainę marzeń i koszmarów sennych...
Tracklista:
01. Into The Abyss Of Forgotten Woods
02. The Longest Journey
03. Nameless
04. Beauty
05. Time
06. Moon Has Imprisoned Me In Her Shine
07. When The Dreams Died
08. Elegy
09. Soporific
Wydawca: Avantgarde Prods/Wounded Love (2003)