Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Collage - Moonshine

Mnóstwo osób zachwyca się obecnie rodzimym Riverside, a mało kto pamięta o rewelacyjnym Collage. Ostatnimi laty zespół pokrył się trochę kurzem, dlatego warto odświeżyć zawartość najlepszego ich krążka - "Moonshine", który moim zdaniem przebijał ogromną część zagranicznej konkurencji.
Prawda jest taka, że "Moonshine" to przepiękny art rock będący połączeniem dokonań Pendragon i Marillion z okresu "Season's End" czyli bardzo klimatyczny, poetycki z dużą ilością przestrzeni w muzyce. Na album składa się osiem kompozycji o długości od czterech do czternastu minut. Tym jednak co czyni muzykę Collage tak wyjątkową jest jej szczerośc oraz umiejętne połączenie emocji z pewnym rozmarzonym i błogim nastrojem.

Płytę rozpoczyna patetyczny odrobinę "Heroes Cry" z delikatnym refrenem, przecudną melodią i smutnym, lekko mrocznym, uśpionym klimatem. Utwór eksploduje swoją delikatnością, poraża ładunkiem emocji. Już tutaj doświadczamy nieprzeciętnego talentu muzyków - wyraziście brzmiący bas, klimatyczne, przestrzenne solówki i piękne klawisze, które raz stanowią, raz rozbrzmiewają niczym dzwoneczki innym razem niczym przebłysk światła w ciemności. Kolejny 14-minutowy "In Your Eyes" jest jeszcze spokojniejszy, a zarazem mroczniejszy. Barokowo brzmiące klawisze, delikatny, szeptany wręcz wokal, smucące pianino, aby po chwili przejść w klimaty Marillion z czasów "Clutching At Straws". Całość jednak wydaje się być promyczkiem słońca na tle smutnej rzeczywistości. Po raz kolejny muzycy czarują pejzaże swoimi instrumentami swobodnie przechodząc i lawirując pomiędzy nastrojami. "Lonely Day" to bardzo delikatny utwór, odrobinę piosenkowy, ale "Living In The Moonlight" ... przejmująca, wpadająca w ucho melodia, klawisze balansujące na pogranicza mellotronu oraz zawodząca gitara w tle. Wokalista daje tutaj prawdziwy popis pięknie kreując i zmieniając nastrój. Jest to chyba najbardziej wyrazisty numer na tym wydawnictwie. "The Blues" rozpoczyna się żywym gitarowo-klawiszowym wstępem, po czym utwór uspokaja się a wokalista przechodzi stopniowo od szeptu po bardzo patetyczny wręcz pretensjonalny sposób śpiewu ... aż ciarki po plecach przechodzą. W drugiej połowie utworu zespół dosyć nieśmiało, ale z dobrym efektem wkracza na ścieżkę progmetalu. "Wings In The Night" kontynuuje eksperyment z poprzedniego utworu. Dosyć monotonne partie art rockowe przeplatane są elementami progmetalowymi. Utwór atakuje całą paletą brzmień i spontaniczności. "Moonshine" jest bardziej mroczny, nieco bardziej agresywny, może nieco bardziej patetyczny i symfoniczny w formie. Zespół świetnie operuje stylami znajdują doskonałą proporcję pomiędzy partiami akustycznymi, spokoniejszymi, wygłupami instrumentalnymi a symfoniką. Jest to chyba najlepszy utwór na płycie. "War Is Over" na zakończenie - bardzo delikatnie i bardzo piosenkowo.

Fani Riverside, którzy nie słyszeli Collage powinni odkopać tą kapelę, gdyż to jest taka nasza rodzima "perła z lamusa", a szkoda aby poszła w zapomnienie.

Wydawca: SI Music Records (1994)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły