Ale ten czas leci. Jeszcze nie tak dawno zachwycałem się "Weather Systems", które wciąż uważam za jedno z najlepszych (ex aequo z "Judgement") dokonań Anathemy, a już na rynku pojawiło się następne dzieło zespołu zatytułowane "Distant Satellites". Album, który według muzyków stanowi kolejny krok na drodze rozwoju zespołu, dla mnie jest jednym z największych rozczarowań muzycznych tego roku.
Niestety tym razem nie udało się Anathemie stworzyć albumu, który stanowiłby muzyczny i emocjonalny monolit. Zespół zastosował "grubą kreskę", która wyraźnie zarysowuje się po utworze "Anathema". Do tego momentu numery brzmią jak konsekwentna i logiczna kontynuacja wątków z "Weather Systems". Jest mocno emocjonalnie, rozedrganie, a wszystko to zawarte jest w pięknych, rockowych kompozycjach. Pewien kryzys formy zarysowuje się na wysokości trochę rozmemłanego numeru "Anathema". Ewidentnie słychać brak pomysłu na poprowadzenie tego utworu. Cześć pierwsza oparta na prostym riffie i wokalu rozmaicie wyśpiewującym wszelkie smutki tego świata jest ewidentnie przeciągnięta. Zamiast budować napięcie zaczyna nużyć i gdyby nie fajne, mocno gitarowe i na szczęście bez wokalu zakończenie to już ten kawałek zaliczyłbym do przejawu ewidentnego spadku formy Anglików i spółki (w końcu na tym albumie udziela się Daniel Cardoso znany z uwielbianego przeze mnie Head Control System). Jednak zgodnie z maksymom "co ma pływać nie utonie" spadek formy ewidentnie zarysowuje się od "You'Re Not Alone". Trzy następne kompozycje na "Distant Satellites" są bowiem całkowicie pozbawione emocjonalności charakterystycznej dla Anathemy. "You'Re Not Alone" jest kompozycją podaną w bardzo nowoczesnej formie, z dużą i niespotykaną dotychczas w repertuarze zespołu dawką elektroniki, ale przystającą do całości jak kiszone ogórki do pomidorowej. Dalej jest podobnie. Następne w kolejności "Firelight"i "Distant Satellites" są również mocno nowoczesne jeżeli chodzi o środki muzycznego wyrazu, ale stanowią niestety konsekwentną próbę zatracania własnej tożsamości. W tych numerach zdecydowanie więcej słychać elementów charakterystycznych dla twórczości Coldplay czy Archive niż Anathemy. Lekką zwyżkę formy stanowi zamykający "Take Shelter", który mimo dużej dawki elektroniki znów lekko wraca na anathemowe tory. Oby był to dobry prognostyk na przyszłość bo w muzyce nie zawsze nowe (nowoczesne) oznacza lepsze.
Ocena: 6,75/10
Tracklista:
01. The Lost Song Part 1
02. The Lost Song Part 2
03. Dusk Dark Is Descending
04. Ariel
05. The Lost Song Part 3
06. Anathema
07. You'Re Not Alone
08. Firelight
09. Distant Satellites
10. Take Shelter
Wydawca: K-Scope (2014)
Garbaty : Niestety jesli chodzi o ten zespół nie jestem obiektywny, dla mnie jest the be...
oki : A ja nadal bardzo lubię, zresztą to mój nr 1, ostatnia płyta może nie...
Garbaty : A ja nadal bardzo lubię, zresztą to mój nr 1, ostatnia płyta może nie...