Gdy tuż po 6 rano wracałam do domu, świt dopiero zaczynał szarzeć. Mijałam parking podziemny pod hipermarketem (to znaczy podziemny to on jest z przeciwnej strony, od strony, którą szłam, znajduje się na poziomie ulicy, całkowicie otwarty od tej strony). W małej i wąskiej uliczce, którą szłam, było już szarawo, ale parking tonął w ciemnościach. Tylko hen, daleko pod ścianami jakieś mdłe, pojedyncze światła nieco rozjaśniały mrok, ale dzieliła mnie od nich cała ciemność parkingu przełamana tylko niewyraźnymi zarysami filarów podtrzymujących strop... I stamtąd, z odległych kątów tej ciemności, dotarły do mnie jakieś hurgoty i rumory, chociaż żadnego ruchu nie zarejestrowałam. Zapewne jakieś drzwi były po prostu właśnie otwierane, ale, choć zaczęłam przyglądać się ciemności, nic nie mogłam zobaczyć. Ojj... to było wszystko bardzo nieswoje, poczułam się jak w filmie i jakiś podejrzany dreszcz przebiegł mi po plecach - przecież ta niepokojąca, martwa ciemność parkingu zaczynała się tuż przy mnie.. I jak tak szłam i patrzyłam w głąb parkingu, między dwoma filarami, na tle mdłej plamy światła.. PRZEMKNĘŁA POSTAĆ! szybko, jakby przebiegła... Aż podskoczyłam! :) Uuuuoj, to było naprawdę mocne i kripi, działało na wyobraźnię - moje najmocniejsze spotkanie z klimatem Zombie Postapokalipsa na żywo :) To było super :D
A Ty? Dlaczego uważasz, że właśnie Ty jesteś na tyle użyteczny, by warto było Ciebie nie zjeść? :)