Gdyby się zastanowić, to The Dresden Dolls niewiele mają wspólnego z ciężkim graniem. Ciężko nazwać tę muzykę nawet rockiem. Zdecydowanie bliżej jest tym dźwiękom do alternatywnego grania. Jedynym powodem, dla którego recenzja tego albumu się pojawia na łamach DarkPlanet jest fakt, że The Dresden Dolls jest w zasadzie delikatniejszą, by nie powiedzieć komercyjną wersją takich zespołów jak robiący ostatnio furorę Stolen Babies, ale i też Unexpect czy Diablo Swing Orchestra.
"Yes, Virginia…" jest kawałem
radosnych kawałków, w których mamy sekcję rytmiczną, pianino i damski
wokal. Jest tu trochę naleciałości popowych, soulowych, jest punkowy
zadzior, jest też cyrkowe szaleństwo, jest pseudo-kabaretowy humor.
Wszystko jest wypełnia, zmienia, ale tak płynnie, że zdecydowana
większość zespół mogłaby przychodzić na kursy jak pisać spójne kawałki.
Formacja prostymi środkami potrafi wywoływać u słuchacza różnorodne
emocje w przeciągu kilku chwil.To właśnie chyba prostota i oszczędność jest tym co stanowi o sile tego wydawnictwa. Śliczny głos wokalistki, umiejętnie nastrajający słuchacza, jest chyba tym, elementem, który potęguje nastrojowość tej muzyki. No właśnie - ta muzyka jest nastrojowa, ale nie klimatyczna. W stosunku do debiutanckiego krążka muzyka jest lżejsza, bardziej chwytliwa i chyba prostsza w konstrukcji. Z drugiej strony jest to materiał nieco bardziej przemyślany i łatwiej wpadający w ucho. "Yes, Virginia…" choć ubogie i zachowawcze w formie, ukazuje paletę różnorodnych możliwości jakie może dać tak skromne instrumentarium. To prawie jak MacGyver - z zapalniczki zrobi silnik odrzutowy.
Tracklista:
01. Dear Jenny
02. Night Reconnaissance
03. The Mouse And The Model
04. Ultima Esperanza
05. The Gardener
06. Lonesome Organist Rapes Page-Turner
07. Sorry Bunch
08. Pretty In Pink
09. The Kill
10. The Sheep Song
11. Boston
Wydawca: Roadrunner Records (2006)