Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

The Doors - The Best Of The Doors

Niektórym może się wydawać, że to niemożliwe, ale tak! W roku 2007 mija 40 lat od wydania pierwszej płyty zespołu The Doors. Oczywiście zespół w rzeczywistości ma nieco więcej lat, ale ta 40 rocznica jest godna upamiętnienia. Właśnie z tej okazji wydana została składanka. Zawiera ona wszystkie najważniejsze utwory zespołu, a także wiele bonusów lub wcześniej niepublikowanych nagrań.
Album "he Very Best Of The Doors"ukazał się w trzech różnych wersjach, różniących się między sobą zawartością. Płyta przyozdobiona została okładką, na której charyzmatyczny lider, czyli Jim Morrisom, kieruje swój palec w obiektyw. Autorem zdjęcia jest wieloletni współpracownik zespołu, autor okładek na wszystkie longplay'e zespołu, Joel Brodsky.
W opisywanym przeze mnie dwupłytowym wydaniu krążka znaleźć można wszystkie perełki, a także nagrania, do których nieznajomości mogą przyznać się nawet najwięksi, najgorliwsi fani grupy. Od kultowego już "Break On Through" po niepowtarzalne "Light My Fire" (które nigdy nie było wykonywane tak samo. Na każdym koncercie muzycy dodawali coś od siebie tak, że jedna wersja różni się od drugiej), a także nieocenzurowane "The End", które opowiada o ciężkiej doli Edypa. Podążając dalej ścieżką Jima Morrisona i jego kolegów, możemy usłyszeć skomponowane przez samego mistrza, czyli James Douglasa Morrisona "End Of The Night", a także równie długie, co krzykliwe, "When The Music's Over".

Pewnym smaczkiem na płycie, przynajmniej dla mnie, jest wykonanie piosenki "Bride Of Prey" bez muzyki. To ledwo ponad 1 minutowe nagranie wzrusza i ekscytuje. Kolejnym interesującym nagraniem jest "Ghost Song", którą Jim recytuje w rytm melodii. Może i ta melodia jest trochę popowa, trochę funkująca, ale głos Jima wspaniale się na jej tle prezentuje. Dla uszczególnienia jest to piosenka otwierająca płytę wydaną już po śmierci Jima, pt. "An American Prayer". Pewnym zaskoczeniem, może być dodanie piosenki "Runnni' Blue", która próbuje chyba konkurować na hymn amerykańskich westernów.
Kwestię tekstów nie będę zbyt poruszać, gdyż uważam, że w tym wyjątkowym przypadku jest ona sprawą indywidualną. Jim Morrison był wybitnym poetą, mającym swój świat, i nie bójmy się tego powiedzieć, pisał i śpiewał nie raz pod wpływem narkotyków. Lecz pomimo tego robił to wybitnie i głupio by mi było wybiórczo oceniać jego twórczość.

The Doors zaskakują zawsze, nawet gdy tego najważniejszego członka zespołu nie ma już z nami. Ale czy naprawdę zginął? Nie! W sercach fanów pozostanie na zawsze i będzie wskrzeszany prze kolejne pokolenia. A dzięki takiej oto, znakomitej i wyjątkowo skrzętnie wybranej składance, tylko pogłębimy swoje uwielbienie do zespołu, który zrobił coś nowego, i którego nikt nie miał odwagi do tej pory podrobić. Już ja się postaram, żeby nikt nawet o tym nie pomyślał...

Wydawca: Warner Music (2007)
Komentarze
Stary_Zgred : Jakze marzy mi się płyta z legendarnym koncertem the doors w klubie Whi...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły