Nad murami błysk.
Za spojrzeniem flesz.
Za kroplą, kropla... deszcz
Za węglarzem wóz.
Z końskich kopyt plusk.
I nagle mała dłoń... po prośbie,
Błyszczy krwią aniołów nocnych burz.
To dziewczyna stąd
Ojciec - kira.
- Błąd.
Matkę tulił szef.
Nagle przestał.
- Pech
I tak ją mierzył los:
Przy bokserze w nos,
Z lunatykiem sen,
za świętoszkiem cień.
- Wyrzucił ją na bruk.
Otworzyła dłoń.
W zimnym oku skłon.
- Ile można chcieć?
- Ile trzeba dać?
Woda z nieba, niebo w szkle.
"kremówki"?
Ja dla takich dam
Ciepłe łóżko mam
- Aniele nocnych burz.
Przygasły światła lamp
"Uzdrowiska" - Bytom