Są takie albumy, które pomimo, że w znaczący sposób odbiegają od tego, co do tej pory grał zespół, to na trwałe wpisują się w historię myzuki. Do takich albumów niewątpliwie należy "The Angel And The Dark River". Po nagraniu dwóch albumów opartych na ciężkich, wolnych riffach, głębokich growlingach i zawodzących skrzypcach, Aaron Steinhorpe i spółka stworzyli dzieło, które spokojnie mogłoby zostać odrzucone przez fanów zespołu, a jednak nie zostało. Tak się bowiem składa, że na "The Angel ..." nie ma wogóle growlingów!
Album jest bardzo spokojny, bardzo smutny, emocjonalny, nostalgiczny, a co najważniejsze - ma o wiele więcej przestrzeni i luzu, aniżeli dotychczasowe dzieła zespołu. Oczywiście lamentacyjna maniera wokalna Steinhorpe'a może mieć zarówno zwolenników jak i przeciwników, ale co by nie mówić, świetnie wpasowała się w konwencję utworów, których jest zaledwie sześć. Na największą uwagę zasługują otwierający płytę, odrobinę art-doomowy "Cry Of Mankind", przepiękny, wyciszony "Two Winters Only", bardzo mroczny i "mulisty" "Black Voyage" oraz zamykający album "Your Shameful Heaven" zaspiewany w iście poetycki sposób, posiadający przecudowną partię skrzypiec i będący zarazem najbardziej zróżnicowanym rytmicznie numerem na płycie.Po dziś dzień, dla wielu krytyków jak i fanów "The Angel And The Dark River" jest najlepszym dziełem zespołu. Niewątpliwie jest to najbardziej charakterystyczny i wyrazisty album zespołu. Utwory zamieszczone na tej płycie stanowią spójną całość. MDB tym albumem poszerzyło horyzont muzyczny gatunku, pokazując, że nie trzeba eksploatować rejonów Paradise Lost, a można stworzyć coś zupełnie innego, świeżego. Najpiękniejszy jest jednak fakt, że pomimo "inności" tego albumu, to wciąż słychać, że nagrał go ten sam zespół, który nagrał "As The Flower Withers" oraz "Turn Loose The Swans".
Wydawca: Peaceville Records (1995)
KostucH : Polonez :wink: :?:
Eye_of_the_storm : Jeżeli ktoś się wybeia na ten koncert, to dajcie znać. :arrow: :?: J...