Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Marilyn Manson - Holy Wood (In The Shadow Of The Valley Of Death)

Z każdą kolejną płytą Marilyn Manson zdążył przyzwyczaić swoich fanów do tematycznych, składowych i brzmieniowych roszad. W przypadku albumu "Holy Wood (In The Shadow Of The Valley Of Death)" stanowczo zabrakło elementów zaskoczenia i pomysłów - jedyną szansą na podtrzymanie popularności stało się żonglowanie wykorzystanymi na poprzednich płytach konceptami. W pogoni za sławą zespół (a zwłaszcza jego lider) dostał zadyszki, przez co ucierpiały pozostałe, muzyczno-wizualne aspekty.
Tym razem zamiast w jakość, formacja poszła zdecydowanie w ilość (19 utworów!), przez co próżno szukać tu wybijających się ponad przeciętność kompozycji, do jakich zespół przyzwyczaił słuchaczy na dwóch poprzednich płytach. Mało tego, nie otrzymujemy tu powiązanego konceptem monolitu - "Holy Wood (In The Shadow Of The Valley Of Death)" jest bowiem zlepkiem brzmieniowych rozwiązań z poprzednich albumów - słychać tu zarówno duszne, glamowe echa rodem z "Mechanical Animals", autopsyjne szmery znane ze "Smells Like Children" oraz pełne grozy zgrzyty i hałasy z "Antichrist Superstar". Na potrzeby produkcji do łask wróciła także utkana na poprzednich płytach postać naczelnego obrazoburcy i szydercy XX wieku, plującego na największe amerykańskie świętości - politykę, gwiazdy show-biznesu i religię.

Płytę otwiera nie zapowiadający jeszcze zniżkowej formy "GodEatGod" - utwór zaśpiewany w typowy dla Mansona nonszalancki sposób przy akompaniamencie stylizowanego na klawesyn syntezatora i monotonnie kroczącej gitary. Po zalatującej ambientowym odorem kompozycji otrzymujemy garść natrętnie melodyjnych, pop-rockowych hitów - "The Love Song", "The Fight Song" (partia perkusji przekalkowana z utworu "Song 2" Blur) i "Disposable Teens". Cała trójka to nieskomplikowane, ewidentnie podrasowane elektroniką utwory z prostymi instrumentalnymi rozwiązaniami (chociażby gitara elektryczna beszczelnie grająca wciąż jeden oklepany motyw). Ciekawiej robi się przy okazji funeral-rockowej ballady "In The Shadow Of The Valley Of Death" i "A Place In The Dirt" w których dominują chłodne, syntetyczne tła z najrozmaitszymi dodatkami - zmodyfikowanym płaczem dziecka, dzwoneczkami sań czy rzadko spotykaną u Mansona gitarą akustyczną, której nie sposób doszukać się w takiej dawce na innych wcześniejszych płytach.

Ambitniej wypada druga dziesiątka nagrań. Otwierająca ją kompozycja "The Nobodies" to swoisty hymn ludzi niepotrzebnych. Nierozerwalną częścią nagrania jest rewelacyjnie wyważony wokal (od melorecytacji po pełen pasji krzyk) bezbłędnie zsynchronizowany z mantrycznym klawesynem i marszową elektroniczną perkusją. Drugi z ciekawszych utworów, to pastisz hip-hopowych beatów - "Lamb Of God", ubrany w kontrastujący z gatunkiem "krzyczany" wokal i pełną sekcję rockowych sprzętów. Treść utworu nawiązuje do morderstwa Johna Lennona i jego zabójcy, Marka Davida Chapmana. Słowa piosenki porównują Lennona do Chrystusa, który zamordowany stał się barankiem ofiarnym. Śmierć współlidera The Beatles unieśmiertelniła także jego kata - stał się on "człowiekiem, który zabił Johna Lennona".

Utworem, który także przyciąga uwagę na tym albumie, i to nie tylko ze względu na długość, jest "Coma Black: Eden Eye/The Apple Of Discord" muzyczny dyptyk zmierzający w rejony ambitnego i pełnego mroku progresywnego grania. Płytę zamyka "święta trójca" estetyczno-hermetycznych kompozycji - "The Fall Of Adam, "King Kill 33° i "Count To Six And Die (The Vacuum Of Infinite Space Encompassing)" w których aż gotuje się od złośliwych, biblijnych metafor.

Jest jeszcze gorzej niż ostatnio - tam brakło jedynie inwencji, ale płyta się broniła; tutaj wszystko poszło w stronę łatwego "buntu i skandalu w proszku dla najmłodszych". Im bardziej obrazoburcze teksty i przystępniejsze melodyjki, tym więcej nastoletnich fanów, którzy ustawiali się w kolejki, aby kupić płytę. Co gorsza - Manson poszedł chyba w stronę autoparodii. Wszystko, czego wypierał się i wstydził na początku kariery (komercja, pieniądze, sława), stało się jego udziałem a bunt, który zaleca swym małoletnim naśladowcom śmierdzi obłudą i fałszem. Słychać muchy brzęczące nad ścierwem, jak w utworze "King Kill 33"...

Tracklista:

01. GodEatGod
02. The Love Song
03. The Fight Song
04. Disposable Teensez
05. Target Audience (Narcissus Narcosis)
06. President Dead
07. In The Shadow Of The Valley Of Death
08. Cruci-Fiction In Space
09. A Place In The Dirt
10. The Nobodies
11. The Death Song
12. Lamb Of God
13. Born Again
14. Burning Flag
15. Coma Black: Eden Eye/The Apple Of Discord
16. Valentine's Day
17. The Fall Of Adam
18. King Kill 33°
19. Count To Six And Die (The Vacuum Of Infinite Space Encompassing)

Wydawca: Nothing Records/Interscope Records (2000)
Komentarze
KiddieGrinder : Nawet miałem tą płytę, bo wujas znalazł oryginał gdzieś na ba...
Harlequin : Nawet miałem tą płytę, bo wujas znalazł oryginał gdzieś na ba...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły