„Blackened sky, a final flash, death is in the air.” I ten piłujący riff. Ależ to jest wjazd. Po kilku latach grania pod innymi nazwami i kompletowaniu składu Helloween objawił się w 1985 roku swoim pierwszym samodzielnym i profesjonalnie wydanym materiałem „Halloween”. EPka zawiera pięć kawałków i są to, jeden po drugim, same sztosy z przytoczonym „Warrior” na czele. Jazda po całości „… so die”.
Jakie są dwie pierwsze czynności, które należy wykonać po obudzeniu się na kacu? Oczywiście otworzyć browara i włączyć muzykę. Tak też czyni bohater intra szukając w radiu czegoś dla siebie, aż natrafia na „Starlight”. No, tak to można wstawać, a dzień od razu staje się piękny. „Starlight fallin’ deep in your eyes.” Człowiek aż dostaje skrzydeł i leci do tych gwiazd nie zważając, że właśnie minęło południe. Ale hola hola, nie tak ostro. Jest to bowiem piosenka o narkomanach i ich ułudnych lotach, które po zbyt dużym rozwinięciu mogą skończyć się tragicznie. Nie zmienia to faktu, że numer nie pozwala wysiedzieć w miejscu i wprost porywa skocznymi riffami i powyciąganymi wokalami, a część solówkowa dopełnia ten poranny błogostan. Co ważne trwa on dalej wraz z kolejnymi numerami. Muzyczny klimat się nie zmienia, ale „Murderer” to taka mroczna historia o wyklętym przez świat mordercy, który wciąż musi uciekać i być czujnym. Kojarzy mi się to z losami, ukrywającego się do końca życia w Ameryce Południowej, Josefa Mengele. Nigdy nie został złapany, ale też nigdy nie zaznał spokoju. Ma taki złowrogi posmak ten kawałek. Oczywiście nie jest o nim, ale sytuacja jest podobna. Nie przeszkadza to jednak, żeby zrobić z tego hiciora z doskonałymi solówkami i wokalami.
Odgłosy wojny rozpoczynają „Warrior”, a potem następuje gitarowa szarża i szaleńczy rajd ku śmierci. „Die now. Die. Warrior.” A gdzieś tam w bezpiecznym miejscu siedzą sobie ludzie, którzy tym wszystkim sterują. Ziemia spustoszona, zniszczenie kompletne, ciała wojowników rozkładają się na słońcu, a oni dalej siedzą i knują swoją grę. A wszystko to wśród gitarowych salw, solowych serii i wokalnych eksplozji. Fantastyczny numer. Podobnie jak następny „Victim Of Fate” mówiącym o beznadziei i braku perspektyw człowieka urodzonego w slumsach wielkiego miasta. „Fly high, touch the sky…” Przy takiej muzyce niemożliwe nie istnieje, choć ten numer ma też taki powolny i mroczny fragment z groźnymi szeptami, a nawet śmiechem Lucyfera. Po raz pierwszy możemy tu poczuć bardziej rzewną i smutną stronę Helloween, chociaż powrót na szybkie tory wypada tu iście piorunująco.
Z początku balladowa jest natomiast ostatnia pieśń o wolności „Cry For Freedom”, która jednak szybko się rozkręca i frunie tak jak reszta materiału. Trzeba przyznać, że Helloween na początek przywalił porywistą bombą i nieźle pozamiatał. A pierwsza płyta miała nadejść jeszcze w tym samym roku.
Tracklista:
1. Starlight
2. Murderer
3. Warrior
4. Victim Of Fate
5. Cry For Freedom
Wydawca: Noise Records (1985)
Ocena szkolna: 5