Czwarty już album tej brytyjskiej grupy to kolejna perełka w morzu heavy metalowych brzmień. Oczywiście mowa, o Black Sabbath i ich kolejnym dziele tym razem opatrzonym prostą nazwą "Vol. 4". Tym razem muzycy z legendarnej formacji proponują nam coś wyjątkowego, pełno tu bowiem brzmień nigdy wcześniej niekojarzonych z grupą. Mimo to krążek został świetnie przyjęty przez fanów, mało tego stał się kolejnym dowodem potwierdzającym wyjątkowość Sabbathów.
Płytka już od samego początku wita nas staromodnym - nawet jak na 1972 rok - utworem "Wheel Of Confusion", który z początku brzmi bardzo bluesowo. W zasadzie dopiero pod koniec utwór nabiera mocy przekazu i porywa swoją potężną dawką kunsztownej gry gitarowej.Kolejny kawałek, o którym napiszę zadziwił mnie na, tyle, że poświęcę mu nieco więcej kartki i zacznę pisać o nim od akapitu. Kawałek nazywa się "Changes" i zupełnie nie pasuje do stylu Black Sabbath, wita nas bowiem delikatnym brzmieniem klawiszy. Wszystko byłoby OK, gdyby za chwilkę miała wybuchnąć gitarowa galopada albo chociaż jakaś z wolna snująca się melodia okraszona ciężkawym riffem, nic jednak takiego nie następuje. Utwór po prostu sobie trwa nie zważając na muzyczne standardy wyrobione wcześniej przez Brytyjczyków, ale trzeba przyznać że choć to dziwoląg na płycie, to brzmi niesamowicie i jest najlepszą moim zdaniem balladą jak dotąd stworzoną przez Sabbathów. Skoro już jesteśmy przy wszelakich dziwadłach wspomnijmy o "FX" - kolejnym, zaraz po "Changes", kawałku niestandardowej muzyki. Tutaj mamy do czynienia z psychodelią w pełnym tego słowa znaczeniu. Dziwnie brzmiąca gitara elektryczna wydająca dysharmoniczne dźwięki pobrzmiewające w powietrzu dziwnym tajemniczym echem. Wiele osób uważa że odpowiedzialność za ten kawałek ponosi dość zażyła "przyjaźń" grupy z wszelakimi narkotykami, i ja także podpisuję się pod tym stwierdzeniem.
"Supernaut", to już powrót do dawnego stylu, porządny (znowu mający w przyszłości być niezapomnianym standardem gitarowym) riff i szybka perkusja. Kawałek gwarantuje naprawdę dobrą zabawę na wysokim poziomie zarówno wokalnym jak i instrumentalnym. "Snowblind" natomiast to ukłon w stronę kokainy - narkotyku niezwykle popularnego wówczas wewnątrz formacji. Patrząc jednak ze strony muzycznej na tę kompozycję możemy zauważyć zabawę tempem gry, znowu wspaniałą perkusję i prosty aczkolwiek bardzo pasujący tutaj riff. Pod koniec na scenie pojawiają się nawet klawisze i jak zwykle kapitalna solówka. Teraz przyszedł czas na drugi w pełni akustyczny utwór w historii grupy (pierwszy pochodzi z "Master Of Reality", i nosi nazwę "Orchid") - "Laguna Sunrise". Mamy tu do czynienia z pięknymi klawiszami, oraz dość ciekawym riffem, chociaż osobiście wolę mocniejsze wydanie twórczości tej grupy.
Na zakończenie warto wspomnieć o "Under The Sun" - kawałku chyba najbardziej mrocznym. Ciężkawy wstęp, wcale nie traci na swym mrocznym charakterze w dalszej części utworu. Po raz wtóry objawia się genialny patent Sabbathów, za który wszyscy ich kochają, a w myśl którego aby rozkręcić dobrą zabawę wystarczy tylko odpowiednio zagrany prosty riff gitarowy i dość szybka perkusja, no i podsumowanie w postaci nienagannej solówki.
I tak oto dochodzimy do końca albumu angielskich klasyków heavy metalowego brzmienia, ba! Prekursorów tego gatunku. Doskonale jednak wiemy, że kariera Black Sabbath tu się nie kończy, a kolejny album - "Sabbath Bloody Sabbath" - stoi od poprzednika na jeszcze wyższym poziomie.
Tracklista:
01. Wheels Of Confusion
02. Tomorrows Dream
03. Changes
04. FX
05. Supernaut
06. Snowblind
07. Cornucopia
08. Laguna Sunrise
09. St. Vitus Dance
10. Under The Sun
Wydawca: Vertigo (1972)