Jest parę takich płyt, które swoją nazwą otwierają nowy gatunek muzyczny i stają się jego pierwowzorem. „Dark Metal”, czyli pierwszy album Bethlehem, może nie stał się dziełem tak kultowym i ważnym dla rozwoju muzyki metalowej jak „Black Metal” Venom czy „Gothic” Paradise Lost”, nie utrwaliło się również to pojęcie jako odrębny rodzaj sztuki, niemniej jednak zdobył duże uznanie, a dla wielu został już na zawsze tym najlepszym dziełem stworzonym przez ten zespół.
Samo pojęcie dark metalu jest stosunkowo łatwo zdefiniować, ponieważ nie jest to nic innego jak w prostej linii połączenie doom i black metalu. Niby bardzo proste, ale jednak ten mroczny klimat wytworzony przez Bethlehem ma w sobie tak ciemną i mroczną duszę, że jest w tym coś niesamowitego. Muzyka jest w większości bardzo wolna, a w całości bardzo smutna. To sprawia, że tego doomu jest stosunkowo więcej. Taki „3rd Nocturnal Prayer” w ogóle nie wychodzi z jego ram. Riffy snują się ospale, tak samo jak głęboko i tępo growlujący wokal. Czasem w rolę tego zamulacza włącza się też bas, czasem w tą grobową atmosferę wtopią się klawisze. Wszystko dzieje się powoli i ciągnie smoliście, długimi i sennymi pasażami, ale w końcu coś zaczyna się dziać. Nagle dźwięki zaczynają przybierać na sile i nie wiadomo kiedy rusza lawina smolistej, black metalowej ohydy. Również i ona nie osiąga zawrotnych prędkości, nie jest też przesadnie agresywna. Jest wtopiona w to depresyjne tło, rozmywa się w nim, faluje i powraca do stanu pierwotnej nieważkości. Cały ten black ma jednak swoją magiczną aurę, która jest pierwotna i otępiała. Są też momenty czyste, gdzie pojawia się iskierka nadziei, zazwyczaj jednak tonąca w morzu pesymistycznej nostalgii. Takim numerem o wielu odcieniach jest najdłuższy i najbardziej rozbudowany kontrastami „Apocalyptic Dance”.
Wokal też robi pewne zmiany i momentami staje się bardziej krzykliwy lub deklamujący. Takich kwestii mówionych najwięcej jest w „Gepriesen Sei Der Untergang”, w dodatku po niemiecku, co również nadaje dodatkowego posmaku grozy.
Mimo, że materiał jest długi to na końcu postanowiono przypomnieć dwa numery stanowiące, wydaną rok wcześniej, EPkę „Thy Pale Dominion”. Od razu słychać, że brzmienie jest brudniejsze i bardziej surowe, a szczególnie „Wintermute” zarzyna niespotykaną wcześniej agresją. Sam styl jednak wcale się nie zmienia.
W dziedzinie atmosferyczności i wytworzenia odpowiedniego oblicza swojej sztuki „Dark Metal” to jest mistrzostwo świata. Myślę jednak, że samym kompozycjom przydałoby się odrobinę więcej charakteru i oryginalności. Wiele momentów jest jednak do siebie dość podobnych i mało wyrazistych. Ja wiem, że tak wolną muzykę o wiele trudniej uatrakcyjnić i ubarwić, szczególnie jak z założenia ma być śmiertelnie cierpiąca, ale nie jest to niemożliwe. Nie zmienia to faktu, że jest to album mający swoją silną podstawę do zasłużonej chwały.
Tracklista:
01. The Eleventh Commandment
02. Apocalyptic Dance
03. Second Coming
04. Vargtimmen
05. 3rd Nocturnal Prayer
06. Funereal Owlblood
07. Veiled Irreligion
08. Gepriesen sei der Untergang
09. Supplementary Exegesis
10. Wintermute
Wydawca: Adipocere Records (1993)
Ocena szkolna: 4+