Po ponad półtorarocznej ciszy ukazał się nowy album Amorphis zatytułowany "Silent Waters". Poprzedni album "Eclipse" był wyczekiwany przez fanów z niepokojem. Nie wiadomo było czego się spodziewać po odejściu z grupy jej głównego członka - Pasi Koskinena. "Eclipse" okazał się być jednak sukcesem, a fani Amorphis zaakceptowali Tomi Joutsena, zwłaszcza po niesamowitej liczbie koncertów, które zdążył zagrać z grupą podczas swej krótkiej obecności w zespole.
"Silent Waters" to zdecydowany powrót do inspiracji fińskim dziedzictwem kulturowym przy jednoczesnym podtrzymaniu klimatu muzycznego poprzedniej płyty. Pierwsze spojrzenie na okładkę może już dużo powiedzieć słuchaczom obeznanym z Kalevalą. Bohaterem nowego krążka jest jeden z jej trzech herosów - Lemminkäinen. Oświadcza się córce Louhi, czarownicy, która każe mu złapać łosia Hiisi, konia Hiisi oraz łabędzia znad rzeki w krainie zmarłych - Tuoneli. To ten właśnie łąbędź i ciche wody rzeki zdobią okładkę płyty. Lemminkäinen ginie w odmętach, lecz jego matka wyławia kawałki ciała z rzeki i przywraca syna do życia. Wydarzenia te zawierają się w runach XIII - XIX słynnego fińskiego eposu - nie są jednak na płycie opowiedziane w porządku chronologicznym. Był to dobry zabieg by nie zachęcać do odbierania tekstów utworów zbyt dosłownie. Kalevala jest w końcu jedną wielką metaforą, a płyta to przede wszystkim kawałek dobrej muzyki.
Zaczyna się ostro od "Weaving The Incantation", trzyma tempo poprzez "Servant" i zwalnia przy żałobnej "Silent Waters". Dalej płyta aż do Black River utrzymuje podobny bieg zatrzymując sie po drodze przy pięknej balladzie "Enigma" - bardziej w stylu poprzedniej płyty "Eclipse". Na pewno obie ballady wraz z "I Of Crimson Blood" są utworami, które zapadają w pamięć. Za to “Weaving The Incantation” i "The Servant" przypomina nam stary, dobry melodyjny deathmetalowy Amorphis połączony z nowatorskim stylem ostatnich płyt.
W przeciwieństwie do takich albumów "Elegy", "Tuonela" czy "Eclipse", "Silent Waters" z pewnością nie jest krążkiem łatwo wpadającym w ucho. Zdania fanów będą z pewnością podzielone. Zdecydowanie jednak nie polecam zaznajamiania się z twórczością Amorphis od tej płyty, tym którzy grupy jeszcze Finów nie znają. Płyta jest mało "efekciarska". Zrezygnowano całkowicie z charakterystycznego dla ostatnich wydawnictw saksofonu. Gdzieniegdzie przebrzmiewa wmiksowany flet, to jednak na tyle jeżeli chodzi o instrumenty etnicze. "Silent Waters" to przede wszystkim dobre klawisze i gitary. Jan Rechberger, Esa Holopainen i Tomi Koivusaari wraz ze swym nowymi nabytkami na pewno dali nam dobry materiał. Po cichu liczę jendnak, że Pasi Koskinen szybko poukłada sobie życie i powróci do grupy, gdyż jego odejscie zatrzymało ewolucję zespołu.
"Silent Waters" to płyta dobra, łatwo poznać można klimat Amorphis i datkowo zyskuje po kilkukrotnym przesłuchaniu. Brak jednak na niej innoowacyjności i eksperymentów z instrumentami charakterystycznych dla poprzednich płyt. Raczej uczta dla fanów.
Ocena: 6/10
Wydawca: Nuclear Blast Records (2007)