krótki ciąg myśli, przemyśleń...
Na zewnątrz padał deszcz. Niebo nagle zrobiło się granatowe, ciemne, jak ziemia. Zdawało się, że chmury płynące po nim powolnym tempem spadną i zmiażdżą świat. Na drogach tworzyły się ogromne kałuże, zmieniające się w rwące potoki brudnej wody, spłukującej z wierzchu kurz i kocie odchody. Nic nie wskazywało, aby pogoda miała się poprawić do kolejnej pełni księżyca. Wszystkie znaki na ziemi i niebie jednoznacznie wskazywały, że już nadeszła jesień i jak co roku, w tej krainie deszcz będzie padał i padał. Lorgin, który zaledwie przed chwilą zbudził się ze snu, wyjrzał przez okno stajni na mokry krajobraz. Już czas, pomyślał. Słońce zaszło za mroczne chmury, więc mógł opuścić swą kryjówkę. Ruszyć w drogę... Cel trasy jest daleko, za siedmioma górami i siedmioma rzekami, zaśmiał się sam do siebie. Nie wiedział sam, jak długa droga go czeka. Słyszał tylko z ust starego mędrca plemienia, że przemierzenie trasy zajmie mu tak wiele czasu, jak wiele jest gwiazd na niebie w czasie pełni księżyca. Wyprawa w samotności... Tak ... To miało wiele zmienić w przyszłym stadium historii plemienia. Mędrzec stwierdził, że jeśli Lorgin nie podejmie się tego wysiłku, to całe plemię zginie, zniknie z powierzchni ziemi i jego miejsce zajmą ludzie, ci którzy dopiero co powstali, zostali stworzeni przez NIEGO. Dziwne, powiedział wtedy Lorgin. Przecież ich jest tylko dwoje, kobieta i mężczyzna, a nas jest wielu, całe miliony. Cóż to za problem? Moglibyśmy przecież ich zgładzić, a szczątki rozrzucić wkoło na przestrogę dla innych dziwactw i JEGO wymysłów. Tu mędrzec z trwogą przysłonił Lorginowi usta, szepcząc: Nie znasz JEGO potęgi... Tak... Nie znam... Kimże ON jest? Istotą, która najpierw każe ci iść zgodnie ze swą wolą, następnie blokuje twe działania dla swego widzi mi się, i nagle ni z tego ni z owego powodu zamierza karać cię za to, co robiłeś dla NIEGO przez cały czas swego istnienia. Bez sensu! Wybrał nas wielu, stworzył plemię nieśmiertelnych, istot obdarzonych wielką mocą. Kazał nam czynić swą wolę podczas tworzenia świata, kazał walczyć dla swej idei, a teraz tworzy dwie drobne istoty, małych nagich ludzi i spycha nas do krainy brudu, tworzy dla nas więzienie, z którego bez JEGO woli nie możemy wychodzić i nie możemy tworzyć, działać, inspirować się! Gdzie JEGO wielka sprawiedliwość? Nie ma jej. Zastąpiła ją zgryzota, zawiść i obawa o własne jestestwo, własną władzę. Tak! Obawa! ON boi się naszej mocy, nie chce z nami współżyć, bo wydaje się MU, że obalimy JEGO władzę, że straci autorytet. Hehe, autorytet przed samym SOBĄ... W tym jest cała przyczyna. Dlatego stworzył tych dwoje nagich ludzi. ON chce, by MU służyli, by byli zawsze JEMU poddani, by kłaniali się Panu w pas, leżeli krzyżem na brudnej ziemi i postępowali według JEGO woli. Fałszywie nazwie to ich wolą, wolną do tego. Oni będą zawsze niedoskonali. Zawsze będą JEMU podporządkowani i nigdy nie sprzeciwią się do końca JEGO wielkiemu JESTEM. Plemię diabłów boi się GO. Czemu? Bo ON nas stworzył i za pośrednictwem ludzi zniszczyć może. Oni nie posiadają wiedzy, a my takową mamy. Więc łatwiej jest pozbyć się anielskich zastępów w taki nie bezpośredni sposób, niż podjąć walkę samemu przeciw hordzie plemienia posiadającego wiedzę o nieśmiertelności, wiedzę o powstaniu świata. Prościej jest powołać zastęp ludzkich golasów, istot zapatrzonych w pańską bezgraniczną "dobroć" i puścić ich na nasze plemię, jak psy padlinożerne na zgniłą martwotę. Tak, taka jest przyczyna. Pozbyć się nas i umyć swe brudne, parchem obrośnięte dłonie. ON przecież pokazać może w trakcie jeszcze obłudną wielkoduszność i zapytać, dlaczego cierpicie? Haha! Dlaczego? Zamiary pana są nieograniczone... Plemię nie chce dalej przebywać na zesłaniu. Chcemy dążyć do samozadowolenia, chcemy iść z głowami w górze, a nie chować się we własnych kapturach. Tak przemawiali mędrcy na zebraniu. Dlaczego wybrali Lorgina? Jesteś jedynym diabłem z wrodzoną inteligencją. Zamanipulujesz ludźmi- mówili. Zgodził się. Wybrał się z otchłani piekieł na samotną wyprawę, wyprawę dla zachowania własnego zdania, dla zachowania praw do oddechu, praw do zachwytu, praw do radości! Jeśli ON zachowa umysły ludzkie w swym przekonaniu i nie zaznają oni mądrości, to stworzy z nich swoich poddanych, bezwolne machiny wojenne, które wytoczy przeciwko nam. Pójdą walczyć z naszą mocą, walczyć z naszymi marzeniami, pragnieniami. Zginiemy, bo nie będzie dla nas miejsca, świat będzie jedną wielką doskonałością Pana, JEGO rajem. Ziemia będzie tylko idealna, nie będzie na niej nic, czym można by się zachwycać, bo nuda zapanuje wokół i martwe dusze panować będą tu na zawsze. Tak nie może być, nie powinno się zabijać dążeń! Jedź Lorginie i spełnij swe zadanie! Nie zważaj na przeciwności! Nie licz czasu, bo to ci nie pomoże. Błagam tylko, wróć po wszystkim i oznajmij nam, że przetrwamy. Tak mówił mędrzec do Lorgina podczas ostatniej rozmowy. Lorgin zapłakał, bo nie wiedział, co czeka plemię, gdy nie zmieni biegu historii. Teraz wyjeżdżał. Zabierał ze stajni rumaka i prowiant, który przygotowano jemu w dalszą podróż. Zabrał też miecz magiczny. To na wypadek, gdyby ON dowiedział się o wyprawie i jej celu. Różne mogą czyhać w nieznanej rzeczywistości niebezpieczeństwa. Lorgin celowo wybrał porę nocną. Po co wszyscy mają wiedzieć o tej eskapadzie, o tym, że opuszcza na jakiś czas krainę i wybiera się do siedziby ludzkich golasów. Im więcej osób wiedziałoby o tym, tym większe jest prawdopodobieństwo, że Lorgin zostałby zdradzony, a tak zawsze jest trochę bezpieczniej. No więc w drogę!