Zdarzyło się naprawdę Wysłany: 2011-03-19 19:00 Zmieniony: 2011-03-19 19:07
Jasne, że się boję. I dlatego nie oglądam ani nie czytam wiadomości Po co się stresować jeszcze bardziej...
I tak wszyscy naokoło paplają, to jestem mniej więcej na bieżąco :P
Zastanawiam się jednak czasem, czy będzie nam dane spokojnie przeżywać swoją emeryturę.
Czasami grywam w gry postapo (Neuroshima, w Fallouta nie grałam, ale znam nieźle) - fajnie tak się pobujać po gruzach świata. Ale dwukrotnie śnił mi się koniec świata, taki na poważnie - to był koszmar. Do tej pory żywo pamiętam swoje przerażenie. Może brzmieć zabawnie, to niby tylko sen ale pozwolił mi zdać sobie sprawę z tego, że takie globalne >>duuup!
. Wysłany: 2011-03-19 19:19
Najlepszy film o apokalipsie jaki dotąd oglądałem to "The Road" z 2009r. Przerażająca wizja świata ale i bardzo realna. Cóż powiedzieć - myślę, że Jeźdźcy Apokalipsy kiedyś nadejdą bo nic nie jest wieczne.
I am me, and that's what I will be...........
Wysłany: 2011-03-19 19:35 Zmieniony: 2011-03-19 19:37
To ten z Mortensenem? Jeśli tak, to dopiero przede mną.
Podobało mi się "Book of Eli".
Wiecie, co było jedną z najbardziej przerażających rzeczy w tych snach? Bezbronność. I potworna cisza.
Zawsze sobie myślałam, że mamy dobry samochód na postapokaliptyczne wertepy (w świecie gier i filmów postapo niektórzy jednak jeżdżą ). Ale we śnie jechaliśmy tym samochodem - i szybko zdałam sobie sprawę, że musimy się z nim pożegnać. Jechaliśmy nocą i uświadomiłam sobie, że dźwięk silnika niesie się kilometrami w makabrycznej ciszy, która powstała po zniknięciu ogólnego ruchu samochodowego. I dlatego stanowimy doskonały cel. Nie nacieszylibyśmy się samochodem długo - nie mielibyśmy szans z żadną z band, których naroiło się, gdy tylko zabrakło choćby namiastki stróżów prawa.
Ta cisza i poczucie bezbronności były obezwładniające.
Wysłany: 2011-03-20 08:38 Zmieniony: 2011-03-20 08:39
Tu nie chodzi o "enjoy".
Życie nauczyło mnie być egoistką w tym względzie. Przeżyłam kilka osobistych tragedii, życiowych koszmarów, nie mówię o jakichś drobiazgach, "bo mnie chłopak rzucił", "bo mam kiepską pracę", ale o cierpieniu i śmierci najbliższych mi osób.
To nauczyło mnie skupiać się na najbliższym otoczeniu, na moich bliskich, których zresztą niewielu zostało, i nie umiem ani nie chcę płakać przed telewizorem z powodu śmierci obcych mi ludzi. Dlatego nie roztkliwiałam się ani nad WTC, ani nad powodziami u nas, ani teraz nad Japonią.
Zdaję sobie sprawę, że nawet nie umiem sobie wyobrazić przerażenia i ogromu tragedii tych ludzi, nie jestem na to obojętna, bo nawet gdybym chciała, nie umiem być nieczuła, jednak płakać ani rozczulać się nie będę. Bo mam co i kogo innego, kim zapełniam myśli i obcy ludzie pozostają dla mnie obcy.
To zapewne egoizm, ale nie widzę nic złego w odrobinie egoizmu i nie jest mi z powodu niego przykro.