Moje poznawanie twórczości Stoned Jesus nie miało nic wspólnego z chronologią czy jakimkolwiek znanym mi porządkiem. Najpierw jakieś skrawki z koncertów, potem szybki nur w sieć i zakup pierwszego wydawnictwa dostępnego na znanym serwisie aukcyjnym, którym to wydawnictwem okazał się drugi i ostatni album zatytułowany „Seven Thunders Roar”. Fajny jest to album toteż z dużą radością skorzystałem z możliwości zaopatrzenia się w debiut stoner-doomowych hulaków z Ukrainy.
“First Communion” jest zdecydowanie lepszy od następnego w kolejce albumu i to pod każdym względem. O ile jednak okładka tamtego wydawnictwa jest tak denna, że praktycznie sam bym lepszą zrobił, to z muzyką tak łatwo by już nie poszło. Natomiast Stoned Jesus dali radę. Ich debiut to materiał bardzo bezpośredni, który stawia na feeling i czerpanie garściami z tego, co do perfekcji doprowadzili Black Sabbath. Długimi sekwencjami “First Communion” wydaje się być właściwie hołdem złożonym przez młokosów legendzie. Nawet wokalista Igor, dysponujący mocnym głosem, śpiewa pod manierę Ozziego. Panowie nie próbują wyrywać się przed szereg z jakimiś eksperymentami, które mogłyby zepsuć przyjemność słuchania tego albumu. Nie próbują za wszelką cenę wedrzeć się do annałów legend rocka, jego prekursorów czy „innych” wskazujących nowe ścieżki rozwoju. Nawet przy Blood Ceremony środki muzycznego wyrazu wykorzystywane przez Stoned Jesus wypadają dość skromnie. Nie ma tu chociażby fletu czy innej piszczałki. Ukraińcy nadrabiają to bijącą z ich debiutu radością grania.Bardzo podoba i się również brzmienie “First Communion”. Nie wiem czy gość odpowiedzialny za nie był tak leniwy czy tak genialny, ale efekt okazał się perfekcyjny. Wiadomo, że mocne, bezpośrednie granie powinno mieć mocne, niezbyt uładzone brzmienie. Koleś postanowił więc za dużo nie ingerować, pozwolił gitarzystom odbezpieczyć przestery i poszło. Dzięki temu gitary brzmią tak, że przy potencjometrze na połowie podziałki w drgania wprawiane są okna nie tylko w moim pokoju, ale chyba w całej klatce. Wiadomo, szlachta się bawi koszta się nie liczą.
Album to przedni i zastanawiają mnie tylko dwie kwestie. Po pierwsze co ich podkusiło do złagodzenia muzyki na kolejnym wydawnictwie oraz co robi w Stoned Jesus Akerfeldt na basie?
Ocena: 9,25/10
Tracklist:
1. Occult
2. Red Wine
3. Black Woods
4. Falling Apart
Wydawca: Solitude Productions (2010)
oki : no poniżej 8,5 to raczej nie;) a tak poważnie to jest to tak proste granie, że...
Harlequin : Ide o zakład, ze za niedługo ocena spadnie Ci to max 8/10 :D Co...