Paranoia Inducta nie powinna być nową nazwą dla osób interesujących się dark ambientem. Przez kilkanaście lat istnienia pod tym szyldem ukazało się sporo płyt i udziałów w różnych składankach. Ja sam parę lat temu prowadziłem korespondencję przy okazji poprzedniego albumu „Maze Of Death”, ale ostatecznie płyta do mnie nie dotarła. Dostałem za to najnowsze dzieło „From The Depths” i spędziłem z nim kilka mrocznych wieczorów.
Na początek rzuca się w oczy wydanie w powiększonym formacie, choć bez książeczki i z bykiem w tytule na grzbiecie. No żeby taki babol w dzisiejszych czasach. Taka powiększona okładka jest efektowna, choć ma taki minus, że nie mieści się na półce i trafia na kupkę z nietypowymi gabarytami. Co do samej okładki, to aż nie wiem jak się do niej odnieść. Wydaje się, że skoro wariat udaje łabędzia, to z papieru też powinny być łabędzie, a nie łódki, ale to już kto by wnikał o co tu chodzi? Na pewno jest dziwnie i to już jest wystarczające, bo dźwięki Paranoia Inducta z pewnością normalne nie są.
Mrok, strach, osamotnienie. To krajobraz jaki przewija się przez cały czas trwania płyty. Jest ona długa, ale podział na aż czternaście kompozycji powoduje, że wątki dość często się zmieniają i nie ma tak nagminnych, dla tego rodzaju sztuki, dłużyzn. W większości utworów jest jakiś charakterystyczny motyw. Czasem jest to smutne i delikatne pianino, czasem szepty jak w „The Noonday Demon”. W „Sanctuary Of Madness” jest nawet gra na gitarze basowej i perkusji, a w „My Own Purgatory” odbywa się jakieś nabożeństwo. Najbardziej rozprzestrzeniony jest krótki „Witchrap”, w którym orkiestralne arie są skutecznie zabijane przez świszczące uderzenia. Do tego jest mnóstwo przeróżnych stukań, uderzeń, sprzężeń i wystrzałów które zazwyczaj mają jakąś swoją regularną cechę w ramach jednego kawałka. Od czasu do czasu pojawiają się też pomruki lub inne niezidentyfikowane odgłosy paszczą. Wszystko oczywiście dla podkreślenia atmosfery grozy i wprowadzenia dodatkowych sił nieczystych. Na przykład ktoś strasznie zły czai się w „Sanctuary Of Madness”, a w „And Soon Darkness” zawodzi chyba jakiś obłąkany szaman.
Poza tym wiele tu mozolnych i ciężkich przejść przez grząskie, bulgoczące i skwierczące tereny. Płyta jest rozbudowana choć raczej do sporadycznego słuchania, bo tak kilka dni z rzędu to jest męczące. Jak się już wie co będzie, to przestaje intrygować. Spróbować jednak zawsze warto.
Tracklista:
01. Desolation Zone
02. Today We Will All Die
03. Whispers And Cogs
04. And Soon The Darkness
05. From The Depths
06. The Noonday Demon
07. Sanctaury Of Madness
08. Witchtrap
09. I'm Just Pain
10. Children Of Saturn
11. My Own Prugatory
12. Shadow People
13. Near-Death Experience
14. Locked-in Syndrome
Wydawca: Rage in Eden Records (2017)
Ocena szkolna: 4+