Druga płyta Opeth „Morningrise” była tą, która odkryła zespół przed szerszą publicznością. Jej mroczna okładka szła w parze z posępną muzyką, ale skrywała też cały wachlarz skrajnych emocji, od doomowego ciężaru i death metalowych growlingów, po subtelną głębię progresywnego rocka i zawoalowaną gotycką delikatność. Okazało się, że takie połączenie ognia i wody zostało przyjęte ze zrozumieniem i znalazło liczne grono amatorów.
A Opeth nie starał się wcale znaleźć jakiegoś złotego środka do wyrażania swoich uczuć, a serwował je z rozmachem, od krańca do krańca, malując sinusoidę wrażeń i to w ramach każdego utworu. Wprawdzie napakowanie całej gamy odcieni do jednego numeru nie stanowiło problemu technicznego, zważywszy, że najkrótszy z nich przekracza czas dziesięciu minut, a najdłuższy osiąga nawet dwadzieścia, ale i tak stanowi to kompozycyjny miszmasz, który powtarza się we wszystkich pięciu pozycjach. „Nectar” jest stosunkowo mocniejszy, a „To Bid You Farewell” w większości lekki, ale wahania nastrojów i tak są w nich utrzymane. W pozostałych przypadkach rozkład akcentów jest bardziej równomierny. Zwarte gitary wyrastają z tych oaz spokoju i odwrotnie, momenty uniesienia rozpływają się w ukojnych rozlewiskach, gdzie dominuje duchowy letarg i gitara akustyczna. Tak samo, do odpowiednich partii, dostosowane są wokale, które drażnią chrypliwym growlem lub łagodnie łechczą ckliwym głosem.
I tak na zmianę w górę i w dół. Ponieważ utwory są bardzo długie i podobnie zbudowane, to tracą swoją odrębność, a granice między nimi się zacierają. Płyta staje się jedną falującą całością, która sunie mrocznymi pasażami i z tego powodu momentami wpada też w taką samonakręcającą się monotonię. Jest jak taki ponury orszak, który, niezależnie od natężenia, kroczy wciąż niespiesznie i w zadumie, pozostając ciągle w cieniu i będąc nieczułym na żadne życiowe uciechy. Kto by się spodziewał przebojów i innych objawów muzycznej radości, ten będzie musiał obejść się smakiem. Opeth jest zimny i z pozoru mało atrakcyjny. Zauroczy tylko słuchacza zdecydowanego na odkrywanie plastycznych gitarowych annałów oraz wtopienie się w, smutny i pozbawiony jaskrawych kolorów, krajobraz.
Tracklista:
1. Advent
2. The Night And The Silent Water
3. Nectar
4. Black Rose Immortal
5. To Bid You Farewell
Wydawca: Candlelight Records (1996)
Ocena szkolna: 5-
zsamot : Majstersztyk. Poznałem ich za sprawą składaka z Mystic Art... Stare dob...