Przykro jest być świadkiem powolnego upadku jednego z moich ulubionych zespołów. Najnowszy album "Auf Deinen Schwingen" nie pozostawia już żadnej nadziei. "Life Will Never Be The Same Again"... chciałoby się powiedzieć... wręcz z łzą w oku... Poprzedni album "Gezeiten" zawierał już wiele elementów muzyki rockowej, całościowo album brzmiał jednak profesjonalnie, nawet spójnie oraz przeniesione zostały na czasy współczesne, dawne elektroniczne dźwięki L'Âme Immortelle.
"Believe In Me" i "Without You" z czasów poprzedniczki przygotowywaly już fanów na proste rockowe pioseneczki typu "Run Away" czy "Dying Day". "Gezeiten" nie przygotował jednak mnie na taką szablonowość i na to, że co drugi utwór na nowej płycie będzie brzmiał tak samo. Na "Auf Deinem Schwingen" jest bardzo rockowo, gitarowo - "Du Siehst Mich Nicht", "Aus Ende Der Zeit" być może i przypominają np. "Masquerade", jednak są bardzo słabe, szablonowe i wątłe. Tak samo jak i single - te są przynajmniej dość dynamiczne. "Phoenix" i "Nur Du" nie dorównują jednak "5 Jahre", mimo że słucha ich się miło przy odkurzaniu mieszkania. Całe szczęście w "Nur Du" wokalnie nie udziela się Thomas, gdyż totalnie zniszczyłby ten utwór.
Muzycy z L'Âme Immortelle śmiało nawiązują do Lacrimosy. Przecież "Dein Herz" to istne "Alleine Zu Zweit" czy też nawet "Halt Mich". Dobrze, że Thomas nie naśladuje płaczliwego wokalu Tilo Wolffa, bo brzmiałby zupełnie karykaturalnie, choć w "Wohin" chyba próbuje to zrobić i brzmi bardzo słabo (mówiąc delikatnie).
Tak więc wokal Thomasa irytuje, przeszkadza, ale w mniejszym stopniu niż Sonja - chciałoby się usłyszeć jęki ze "Slut"... chociaż eksperymenty z "Phoenix" brzmią dobrze.
Czasem muzycy nawiązują do przeszłości, jednakże tylko w sferze lirycznej, niekoniecznie muzycznej - "Wohin" cytuje "Aus Den Ruinen" z płyty "Als Die Liebe Starb". (Na marginesie już "Fallen Angel" cytował "Broken").
Utwory są schematyczne i sprawiają czasem wrażenie komponowanych na siłę. Albumu nie uratuje nawet melodia z "In Dein Leben" ani natchniony singiel "Dein Herz".
"The Last Will" to Persephone - wystarczy zamienić pseudosymfoniczne klawisze na kwartet, a powstanie "The Last Song" z "Mera Sangeet Kho Gaya" (nawet tematyka utworu jest podobna). Usuwając zaś gitary z "Sometimes Love Is Not Enough" również otrzymamy klimaty Persephone. I o dziwo właśnie te dwa utwory brzmią dobrze. Także "Destiny" to pozytywny moment na "Auf Deinen Schwingen", przypomina lekko industrialny, elektroniczny "Es Zieht Dich Davon" zmiksowany z tanecznym "Kingdom" (i skrzypce brzmią tu nawet sympatycznie). Poprzez swój dramatyczny patetyzm wyróżnia się także "Der letzte Akt".
Po "Auf Deinen Schwingen" nie oczekiwałem "doskonałej gotyckiej dyskoteki" z "Dann Habe Ich Umsonst Gelebt?", nigdy też nie wierzyłem, że na najnowszej płycie pojawi się utwór na miarę "Tiefster Winter". Oczekiwałem jednak godnego następcu albumu "Gezeiten", a otrzymałem coś co niekoniecznie mnie zadawala. Płyta może i jest miła, ale uboga. Słuchając jej jeszcze bardziej doceniam muzyczną przeszłość zespołu. Zjawiskiem dobrym jest, gdy zespół ewoluuje, penetruje coraz to nowe rejony muzyczne, jednak tylko gdy oznacza to postęp. W tym przypadku zespół cofa się w rozwoju i nie uratuje go żaden przebój ani teledysk.
Wydawca: GUN Records (2006)