W cieniu wielkich nazw, z dala od splendorów i zupełnie bez rozgłosu uchował się Beyond Dawn. Podczas gdy cała Norwegia płonęła black metalem, oni niejako po cichutku odeszli od doomowego ciężaru debiutanckiego „Pity Love” i na swojej drugiej płycie „Revelry” rozpłynęli się w gotyckiej depresji, tworząc dźwięki wolne, smutne i wyraźnie kroczące śladami My Dying Bride.
O ile takie porównanie wprost, może być nieco krzywdzące dla Beyond Dawn, to są numery, które bardzo przywodzą na myśl twórców „The Angel And The Dark River” i „Like Gods Of The Sun”. Przede wszystkim ten melancholijny śpiew, a także wiszący w eterze spokój przywodzą na myśl mistrzów gatunku. Szczególnie „Stuck”, „Breathe The Jakal” czy „Three Steps For The Chameleon (How To Seduce Modesty)” są takimi rozłożystymi oazami wszelkiej boleści, ale nie tylko, bo całe „Revelry” aż kipi płaczliwym pesymizmem i rozpaczliwą tęsknotą. A w dodatku z tego ostatniego udało się zrobić przy tym utwór bardzo chwytliwy i niemalże przebojowy w swojej erotycznej tragedii. Jest w tym uczucie, jest morze emocji i jest melodia: „Please remember, you drowned me on the first of september”.
Przestrzennym światem elektroniki wita nas „I Am A Drug”. Faktycznie w tym utworze panuje nastój narkotycznego transu, a dzieje się to nie tylko z powodu tych wszystkich zaczepiających i pląsających fonicznych świetlików, ale i podniosłej gry puzonu. Ależ tu wpasował się ten poważny i wkraczający dostojnie instrument. Wybrzmiewają z niego fanfary jakby zaraz u progu pokoju miała się pojawić Wenus z Milo lub co najmniej królowa Kleopatra. Dodając do tego narastające miarowo riffy gitarowe, czuję się jakbym przemierzał kwieciste kobierce w drodze do swojej bogini. No dobra, może za dużo tych narkotyków:)
Prawdziwym wkrętem jest też wieńczący album „Phase To Phase”, przy którym człowiek zupełnie odlatuje. Natomiast jeśli chodzi o puzon, to nie pojawia się tylko w jednym utworze, a zauracza także w innych, jak w kakofonicznym „Life’s Sweatest Reward”, gdzie wszechobecny spokój zostaje zakłócony chaotycznym rozgardiaszem, w którym można się trochę zagubić, a pod koniec także wpaść w cięższe gitarowe pasaże. To doomowe granie bowiem powraca co jakiś czas i gdzieś tam się czai pod warstwą syntezatorowych różności. „Revelry” to płyta bogata, rozległa stylistycznie i pełna niespodzianek. Trzeba dać jej tylko szansę, a otworzy się rozmaitością dźwięków i obrazów.
Tracklista:
1. Love's (Only) True Defender
2. Tender
3. Resemblance
4. Stuck
5. Three Steps For The Chameleon (How to Seduce Modesty)
6. I Am A Drug
7. Breathe The Jackal
8. Life's Sweetest Reward
9. Chains
10. Phase To Phase
Wydawca: Misanthropy Records (1998)
Ocena szkolna: 5