Immolation - Majesty And Decay Wysłany: 2010-03-09 19:17
Problemem są "fani", którzy wszystko zanegują- zmiany- źle, minimalny rozwój w ramach konwencji- źle... Ja akurat uważam, nie będąc muzykiem, że cholernie ciężko w tak hermetycznej muzie coś nowego przemycić, by "znafcy" nie wytoczyli salwy argumentów, gdzie zdrada będzie najsłabszym...
Krótki opis, nie mający powiązania z Właścicielem profilu;)
Wysłany: 2010-03-10 08:26
Noooo, Cryptospy moze w gruncie rzeczy nagrac jakies emocoś ... :/
.
Wysłany: 2010-03-14 00:30
Kurcze, spodziewałem się żywszej dyskusji, a wypada na mnie.
Trudno dyskutować, gdy uznaje się wyższość swoich oponentów: encyklopedyczną wiedzę Harlequina oraz cięty język cellar_doora, ale ufam, że nie będziecie bić za mocno.
Nie zostawiliście raczej suchej nitki na nowym Immolation. Słowa o wtórności, o uporczywym uprawianiu swojego poletka - nie powiem, wszystko to słuszne. Jak się to jednak ma do nowego Nile?
Moim zdaniem Nile nagrało dokładnie taki sam album (uporczywe kopanie swojej działki), jak Immolation. Dlaczego Nile jest lepszy od Immolation? Chodzi mi tu o pewną konsekwencję: jeśli nie odkrywczy Nile był świetny, to dlaczego nie odkrywczy Immolation jest bleee?
I zastanawiam się nad nami, zjadaczami muzyki. Nasze oczekiwania rosną, poszukujemy ekstremy. Ile razy uda się stworzyć arcydzieło? Raz, dwa? Nie da się zwyczajnie tworzyć non-stop arcydzieła, bo wtedy nie jest to arcydzieło, tylko wytwórnia. Immolation miało swoje opus magnum, Nile też. Tego już nie przekroczą, to se newrati. Szacunek, że trzymają poziom.
Wysłany: 2010-03-14 11:59
A powiem Ci, że Luterze, że pisząc tę recenzję zastanawiałem sie nad tym samym Ty - Nile nie nagrało przeciez niczego odkrywczego, a mimo to intrygowało.
W przypadku "Majesty And Decay" ddniosłem wrażenie, że muzycy wszystko wyłożyli na ławe i podali na tacy. Owszem, jest tu plejada bujających dźwieków, ale tej płyty niestety się nie odkrywa - przynajmniej ja to tak odczuwam. Album jest dobry, trzyma poziom, bo wg mnie Immolation złej płyty nie nagrało - mieli lepsze i gorsze, ale wszytskie były dobre. Tyle, ze od "Unholy Cult" te płyty od strony kompozycyjnej wyglądaja zbyt podobnie do siebie. Osobiscie stawiam "Majesty and decay" ponad "Harnessing ruin", "Shadowns in the light" i debiutem. na równi z "Failures ..." "unholy cult" i niżej niz "Close ..." i "here in after".
Co do nile - wydaje mi ise, że to juest zuepłnie inny rodzaj wirutozerii instrumentalnej, żonglerka umiejetnosciami, a jednocześnie nie zatracanie sie w oinstrumentalnej masterubacji. Na "Those Whom ..." ja odnajduje pasje, spójnosć i uproszczenie swojego stylu do tego stopinia, żeby był on przyswajalny, dla tych, dla których do tej pory anie był, a jednocześnie, zeby był na tyle inteligentny, żeby zostawiał konkurencję w tyle.
.
Wysłany: 2010-03-14 13:04
Mnie się wydaje, że ta dyskusja musi się jakoś w tym miejscu między nami wszystkimi przetoczyć. Immolation "Majesty..." uważam za album bardzo dobry, cieszy mnie on, ale buty mi nie spadły. Mam jednak to samo z nowym Nile: świetnie mi się tego słucha, lubię ten album, ale generalnie to wciąż te same patenty. Może to herezja, ale na dłuższą metę, zostawiając na bok emocje, mnie się wydaje, że "Those whom..." oraz "Majesty..." są na tej samej linii. To wciąż granie w swoim świetnie znanym placu zabaw.
W świetny sposób podałeś argumenty, Harleqinie, o wyższości Nile nad Immolation. Zwróce tylko uwagę na znacznie lepszą pracę perkusji na "Majesty.." niż na poprzednich albumach. W lokowaniu pomiędzy płytami jestem niemal tego samego zdania.
I tu są dla mnie istatotne dwa pytania, które muszą paść:
1.Czy w - było nie było - hermetycznym gatunku death metalu jest możliwe jeszcze coś, co nas zaskoczy? Wspaniałe solówki, perfekcyjne opanowanie instrumentów, demoniczna wściekołość lun astralne odjazdy, odhumanizowanie bardziej lub mniej - czy było już wszystko, czy może być coś jeszcze?
2. Ile razy można nagrać opus magnum, dzieło swego życia? Raz, dwa (zależy ile ma się żyć ? I czy to nie jest problem nas, zjadaczy muzyki, że chcemy wciąż czegoś nowego, a przy takiej ilości zespołów, albumów, zaczynamy kręcić noskiem ze znudzenia?
Ot, refleksyjki :-)
Wysłany: 2010-03-14 13:13
Odpowiem na Twoje pierwsze pytanie:
Posłuchaj sobie Necors Christos, Obliteration, Mitochnodrion - mnie zaskoczyły, nowatorskim podejsciem do tego, co grane było przed 20, a nawet 30 laty. polecam
Odpowiem na drugie pytanie: taki opeth, death czy carcass to większosć swoich płyt moze nazwać magnumami opusami, więc chyba można :)). Druga sprawa, że takich zespołów jest niewiele. Cecha wspólną laczącą wymienione przeze mnie zespoły, było to, że nieustannie sie rozwijały i nie powielały schematów. niestety, ani Nile ani Immolation do takich formacji nie należą.
.
Wysłany: 2010-03-14 14:07
Dobrze prawisz i ważną stawiasz konkluzję: że Nile i Immolation tyle, co zrobiły odkrywczego to zrobiły, że swoje cegiełki do death metalu dołożyły i więcej już siebie nie przerobię.
Z zespołów wymienionych to przyzaję bez bicia, że nie znam i muszę nadrobić. Swoją drogą, jak Ty znajduszesz na to czas? Wszak robota, rodzina, etc???
Opeth czy Death - ja mam wrażenie, że obydwa te zespoły z niemal każdą płytą niszczyły death metal i jednocześnie wskrzeszały go na nowo. Obrazoburcze przekroczenie granic. Być może na "dzieło życia" są zdani tylko ci, którzy za nic mają granice.
Wysłany: 2010-03-14 22:22
Nie lubię Immolation ,denerwuje mnie ich muzyka ,wokalista i logo nie mówiąc o okładkach czy tytułach płyt jednak z "Majesty and Decay" jest inaczej.Słyszę kawał bardzo interesującego i przemyślanego muzykowania.Czytelne brzmienie i ciekawe kompozycje sprawiają ,że jest to pozycja na więcej niż kilka przesłuchań.Banalne intro nie zachęca by zgłębiać dźwieki umieszczone na płycie jednak z chwilą pierwszych taktów "The Purge" wszystko się zmienia.Ostry death metal Made in Usa szybko,technicznie i wszystko okraszone niskim grovlem.Płyta doskonale wyważona ,nie nuży, bez zbędnych udziwnień kawałki trzymają dość równy poziom jednym słowem duża niespodzianka.
Wysłany: 2010-03-23 18:32 Zmieniony: 2010-03-23 18:52
Przesłuchałem kilka razy i jeśli za punkt odniesienia przyjąć ostatnią produkcje Nile to jest to poziom (może pół)niżej. Do najnowszej płyty Immo - zwyczajnie w świecie nie chce mi się wracać, czuje że odkryłem wszystko i nic więcej nie będzie mi dane...chust może kiedyś Nie jest to słaba płyta, tylko taka - mało pociągająca
...and music? Well, it's just entertainment folks.